W zeszłym roku czytałam dla radia jej książkę...

 Stulecie urodzin Ireny Jurgielewiczowej. W zeszłym roku czytałam dla radia jej książkę "Byłam, byliśmy". Wspominam nagrania jako coś absolutnie mojego, bliskiego, fizycznie ze mną związanego. Szanuję ją, mam dla niej wiele uczucia. Skromna i wielka w mądrej zgodzie na wszystko, co niesie życie. Napisałam list z życzeniami, a wieczorem poszłam na premierę "Wiśniowego sadu" do Szkoły na dyplomowe przedstawienie IV roku. Krzysiek Ogłoza grający Gajewa rozśmieszył mnie do łez, bo przed spektaklem powiedział:

 - A Pani Jurgielewiczowa skończyła dzisiaj sto lat i ja postanowiłem monolog do starej, stuletniej szafy, którą Gajew pamięta od dzieciństwa, powiedzieć tak, jakbym mówił wprost do Pani Jurgielewiczowej, którą kocham i szanuję za książki, które dla nas napisała.

 I tak ten monolog rzeczywiście powiedział. Nie sentymentalizował. Mówił, jakby był zdziwiony i onieśmielony jej starością, a jednocześnie z takim uroczo uśmiechniętym szacunkiem, jaki należy się bardzo staremu człowiekowi, a więc i szafie. Bardzo mi się podobał.

 Jakimi dziwnymi motywacjami aktor pomaga swojej wyobraźni. Brawo!

 Już się nie śmiałam. Byłam mu wdzięczna, nie tylko za wzruszenie, którego mi dostarczył, ale głównie za oryginalne szukanie sposobów na znalezienie własnej prawdy i autentycznego jej przeżycia.


Zofia Kucówna: Szara godzina. Wydawnictwo Zyski i S-ka, Poznań [2012], s. 116-117

Komentarze