![]() |
Okładka |
"Mama Żakowa znajdowała się w kuchni, gdzie
zmywała naczynia jednocześnie czytając powieść fantastyczno-naukową pod tytułem
„Dzień tryfidów”. Nie mogła absolutnie oderwać się od lektury, toteż ustawiła
książkę na szczycie skomplikowanej konstrukcji ze słoików i szklanek, wspartej
na skraju zlewu. Czytając, od niechcenia brała co jakiś czas talerz lub widelec
i z poczucia obowiązku trzymała go pod strumieniem gorącej wody, dopóki nie
poczuła, że pieką ją palce Wtedy odkładała sztuciec i ze spokojnym sumieniem
czytała dalsze pięć minut, po czym powtarzała całą operację od nowa. Była już,
w połowie książki (właśnie grupka ślepców snuła się po opustoszałym mieście,
poganiana przez śmiercionośne tryfidy), gdy nagle ktoś wtargnął brutalnie w ten
cudowny świat. Na progu kuchni stała Julia z Tolem i brodaczem i uśmiechając
się mile, pytała o coś do jedzenia.
- Precz! - powiedziała mama w roztargnieniu i wróciła do lektury.
- Precz! - powiedziała mama w roztargnieniu i wróciła do lektury.
Okładka |
- Mamo... - szepnęła Julia,
rzucając nieco spłoszone spojrzenie na Tolka. - Choćby trochę kanapek...
- Powiedziałam, żebyś znikła - mruknęła mama, śledząc z przerażeniem tryfida nadnaturalnej wielkości, który smagał ślepców swą trującą wicią.
- Ależ, mamo... powiedz chociaż, gdzie jest masło, to sama zrobię...
- Masła nie ma - warknęła wściekle mama Żakowa wlepiając w książkę oczy pełne popłochu. - Nic nie ma, w ogóle nic, powiedziałam, żebyś znikła.
Julia pokiwała głową. Podeszła do matki, rozwiązała jej fartuch, zakręciła kran nad zlewem i powiedziała słodko:
- Idź, mamuś, do pokoju i poczytaj w kulturalnych warunkach. Ja pozmywam.
- Ty? - zdumiała się nietaktownie mama. - A co się stało? - jeszcze nie bardzo zdawała sobie sprawę, że na progu kuchni stoi wyśniony Toleczek."
- Powiedziałam, żebyś znikła - mruknęła mama, śledząc z przerażeniem tryfida nadnaturalnej wielkości, który smagał ślepców swą trującą wicią.
- Ależ, mamo... powiedz chociaż, gdzie jest masło, to sama zrobię...
- Masła nie ma - warknęła wściekle mama Żakowa wlepiając w książkę oczy pełne popłochu. - Nic nie ma, w ogóle nic, powiedziałam, żebyś znikła.
Julia pokiwała głową. Podeszła do matki, rozwiązała jej fartuch, zakręciła kran nad zlewem i powiedziała słodko:
- Idź, mamuś, do pokoju i poczytaj w kulturalnych warunkach. Ja pozmywam.
- Ty? - zdumiała się nietaktownie mama. - A co się stało? - jeszcze nie bardzo zdawała sobie sprawę, że na progu kuchni stoi wyśniony Toleczek."
Małgorzata Musierowicz: "Szósta klepka". Wydawnictwo Akapit Press, Warszawa 2006, 188 s.
O tak, u Musierowicz jest sporo takich fragmentów :) "Szósta klepka" to jedna z pierwszych, które czytałam, już prawie nie pamiętam treści... Ale już niedługo kolejny tom!
OdpowiedzUsuńTak, i właśnie dlatego tak lubię Jeżycjadę. :-) A "McDusia" już za kilka tygodni powinna się pojawić w księgarniach. Czekam i ja. :-)
UsuńŚwietny fragment, oddający "ducha Jeżycjady", bo tam wszyscy zapamiętale czytali i za to między innymi bardzo ich lubiłam i nadal lubię:).
OdpowiedzUsuńJa też ich za to lubię. :-) I czekam na kolejny tom Jeżycjady, który powinien być już za kilka tygodni. :-)
UsuńWitam! Właśnie piszę o książkach w książkach i przypomniał mi się ten Dzień Tryfidów z Szóstej klepki :)Jak miło widzieć, że kogoś to bawi równie mocno :) Ja za sprawą Musierowicz poznałam kilka nazwisk!
OdpowiedzUsuńMnie też jest bardzo miło. :-)
UsuńLubię takie książki i często podążam czytelniczymi śladami bohaterów literackich. Kiedyś robiłam sobie spisy takich literackich "polecanek", może do tego wrócę?