Przede wszystkim jajeczko!

Okładka
Nie odsuwać baranka 

 Pośpiech współczesnego życia i powojenne rozwydrzenie sprawiły, że spożywamy potrawy stanowiące „święcone", tak jakby to były parówki z chrzanem, czy sznycel á la Górski. Żadnego namaszczenia, źdźbła kultu dla wielowiekowej tradycji, cienia uznania dla pracy hodowcy i kucharki! 
Smutne! 
 Toteż z prawdziwą radością notujemy, że są jeszcze ludzie, dla których ceremoniał wielkanocnego ucztowania jest czymś żywym, czymś, co nie przeminęło, czymś, co warto przekazać następnym pokoleniom. 
 Do żarliwych obrońców i entuzjastów tradycji należy, znany w kołach towarzyskich Kamionka, pan Alojzy Piekutowski, zwany zdrobniale Piekutoszczakiem. 
 Oto jakich wskazówek udziela pan Alojzy na temat zachowania się przy stole podczas świątecznego przyjęcia. 
 - Przede wszystkim jajeczko! Jest to danie religijne i do nażarcia się nie służy, znakiem tego nie należy z każdem jednem życzeniem całej sztuki opychać, ale trzymając ćwiartkie na widelcu, najmarniej dwie osoby nią załatwić. Jeżeli towarzystwo większe, to i trzy do czterech. 
  Wienszując, „żeby się nam od dziś za rok lepiej powodziło", z pyskiem do każdego się nie leci, bo ten ów może nie mieć życzenia z byle łachudrą się całować. Zwłaszcza, że poniekąd w święta cezury są zamknięte i rzadko kto może się ogolić, a nie każden faktycznie lubi, by był męskiem zarostem podrapany. Także samo można trafić na gościa nietronkowego lub kobietę z narzeczonem, czyli też mężem i w taki sposób o nieprzyjemność nie trudno. 


 Po jajku do stołu się nie pchać, bo w przyzwoitem domu gospodarz swoje wyrachowanie ma i tak oblicza, żeby gazu i koryta dla wszystkich starczyło, a jeżeli nawet nie, to pies z niem tańcował i idziem wówczas gdzie indziej. 
 Zaczynać należy od kiełbasy, ale nie nachalnie, tylko z obliczeniem, że jest jeszcze prosiak, szynka, głowizna, cielęcina i nogi. 
 A przy tem pamiętać, że od czosnku czkawki się dostaje, co później w towarzyskiej rozmowie przeszkadza. 
 Muszę zaznaczyć, że na czkawkie pomaga zimna woda, którą trzeba wypić z zatkanem nosem. Jeżeli nie przechodzi, dobrze jest zajść z tyłu i cierpiącą osobę niespodziewanie w mordę strzelić - przejdzie od razu. 
 Jeżeli się widzi, że gospodynią cielęcinę z galaretką, czyli też jendyczkę ciągle za baranka odstawia, trzeba zmiarkować, że jutro też gości się spodziewa i baranka nie odsuwać, a zająć się czemś innem. 
 Może się zdarzyć, że szynka letki gazik posiada, czyli zajeżdża, wtedy się rabanu nie podnosi, ale grubiej chrzanem smaruje i poleci. 
 Trafia się czasem gość ze słabą głową, który znalazłszy się pod ankoholem, zaczyna rozrabiać, czyli barłożyć publicznemy słowamy, takiemu najmłodszy w towarzystwie daje byka w klatkie piersiowe, za klapy bierze i na schody wyprowadza, starając się nie zwrócić niczyjej uwagi, zwłaszcza tak zwanej płci. 
 Jeżeli przy stole znajdzie się władza, trzeba unikać słowa „glina", a nawet wogóle nie mówić o piecu i o zdonach.  Przy wstawaniu od stołu uważać, żeby się w zielony kołtun, którem obrus jest przybrany, nie zaplątać, bo można cały serwis na podłogie ściągnąć, a potem, niech ręka boska broni, co się może wywiązać, gdyż przeważnie każden na Wielkanoc kładzie nowy garnitur i jasne kamasze. 
 Tylko tak postępując, mamy gwarancję, że uszanujemy tradycje i wróciem do domu o własnej sile, a nie karetką Pogotowia, w którem takżesamo ludzie pracują i swój odpoczynek mieć muszą! 

Stefan Wiechecki Wiech: "Dryndą przez Kierbedzia. Wybór przedwojennych felietonów". Wydawnictwo "Alfa", Warszawa 1990, 223 s.

Stefan Wiechecki, "Wiech" (10.08.1896 - 26.07.1976)

Komentarze