Książki ożywają, kiedy się je czyta...

Okładka
[...] Bo o ósmej kończył się świat. Nadchodziła pora czytania.
Godziny między ósmą wieczorem a pierwszą lub drugą w nocy były dla mnie zawsze czasem magicznym. Białe strony otwartej książki na błękitnej kołdrze, oświetlone lampką, były wrotami do innego świata. Ale tego wieczoru magia zawiodła. Wątki fabuły, pozostawione w zawieszeniu poprzedniej nocy, jakoś w ciągu tego dnia zwiotczały i stwierdziłam, że nie obchodzi mnie, jak w końcu splotą się razem. Usiłowałam je pochwycić, ale ilekroć już mi się to udawało, wtrącał się jakiś głos - Niech pani powie mi prawdę - i przecinał węzeł akcji, której wątki znów zwisały osobno.
Biegałam wobec tego po starych przyjaciół: Kobieta w bieli, Wichrowe Wzgórza, Dziwne losy Jane Eyre...
Nic z tego. Niech pani powie mi prawdę. Do tej pory czytanie nigdy mnie nie zawiodło, było jedyną pewną rzeczą.
Zgasiłam światło, wtuliłam głowę w poduszkę i próbowałam zasnąć.
Echa głosu. Urywki jakiejś opowieści. W ciemności słyszałam je głośniej. Niech pani powie mi prawdę.
O drugiej w nocy wstałam z łóżka, włożyłam skarpetki, otworzyłam drzwi i w szlafroku zeszłam po cichu wąskimi schodkami do antykwariatu.


Jest tam na zapleczu mały pokoik, niewiele większy od szafy. Używamy go, kiedy mamy zapakować książki do wysyłki. Stoi tam stół, na półce leżą arkusze brunatnego papieru, nożyczki i kłębek sznurka. Stoi tam także zwykła drewniana szafka, w której mieści się kilkanaście książek.
Zawartość tej szafki rzadko się zmienia. Gdybyście dzisiaj do niej zajrzeli, zobaczylibyście to samo, co ja widziałam tamtej nocy: krzywo oparta o ściankę książka bez okładki, obok niej tom oprawny w brzydko wytłaczaną skórę. Parę prosto stojących książek po łacinie. Stara Biblia. Trzy dzieła o botanice, dwa o historii i wystrzępiony podręcznik astronomii. Jakaś książka po japońsku, inna po polsku i kilka poematów w języku staroangielskim. Dlaczego trzymamy te książki osobno? Dlaczego nie stoją w swym naturalnym towarzystwie na naszych starannie opisanych półkach? Po prostu w tej szafce przechowujemy to, co niezwykłe, cenne, co stanowi rzadkość. Te tomy są warte tyle, co wszystko inne w naszym antykwariacie razem wzięte, a może nawet więcej.
Książka, po która przyszłam - mała, w twardej oprawie, mniej więcej cztery na sześć cali, najwyżej pięćdziesięcioletnia, nie pasowała do tych antykwarycznych zabytków. Pojawiła się tu kilka miesięcy temu, jak sądziłam, przez nieuwagę ojca; właśnie w tych dniach zamierzałam go o nią zapytać i umieścić gdzieś na półce. Na wszelki wypadek włożyłam jednak białe rękawiczki. Trzymamy je w tej szafce i wkładamy, gdy mamy wziąć do ręki takie białe kruki, ponieważ - paradoksalnie - choć książki ożywają, kiedy się je czyta, tłuszcz palców niszczy je, gdy przewraca się kartki. W każdym razie ta książka, z nienaruszoną tekturową okładką i niewystrzępionymi rogami, była w dobrym stanie. Została opublikowana w popularnej serii na całkiem wysokim poziomie przez wydawnictwo, które już nie istniało. Uroczy tomik i pierwsze wydanie, ale trudno ją zaliczyć do skarbów. Na wyprzedażach i wiejskich odpustach inne tomy tej serii można nabyć za kilka pensów.
Okładka była kremowo-zielona: tło stanowił regularny motyw rybich łusek, na nim dwa prostokąty - na jednym widniał rysunek syreny, na drugim tytuł i nazwisko autora. Trzynaście opowieści o zmianie i rozpaczy Vidy Winter.
Zamknęłam szafkę, odłożyłam kluczyk i latarkę na swoje miejsce i wspięłam się po schodach z powrotem do sypialni, z książką w okrytej rękawiczką dłoni. 
Nie zamierzałam jej czytać. Chciałam tylko kilku zdań. Czegoś śmiałego, mocnego, czegoś, co zagłuszyłoby słowa z listu, które nieustannie krążyły mi po głowie. Mówi się: „Klin klinem". Kilka zdań, może stronica, a potem będę mogła zasnąć.
Zdjęłam obwolutę i dla bezpieczeństwa włożyłam ją do specjalnej szuflady, która mi służy do tego celu. Nawet w rękawiczkach nigdy dość ostrożności. Otworzyłam książkę, wdychając jej zapach. Stare książki maja zapach tak ostry i cierpki, że niemal czuje się go na podniebieniu.
Wstęp. Zaledwie kilka linijek.
Ale już  pierwsza linijka przyciągnęła moją uwagę.

Wszystkie dzieci mitologizują swoje narodziny. To powszechne. Chcesz kogoś poznać? Jego serce, umysł i dusze? To poproś go, żeby ci powiedział, jak to było, kiedy się urodził. To, co usłyszysz, nie będzie prawdą, będzie opowieścią. A nic nie jest tak wymowne, jak opowieść.

Jakbym wpadła w wodę.


Diane Setterfield: Trzynasta opowieść. Wydawnictwo Amber, Warszawa 2006, s. 27-29, tłum. Barbara Przybyłowska

Kadr z filmu "The Thirteenth Tale"
reż. James Kent
premiera w BBC 2 miała miejsce 30 grudnia 2013 roku

Vanessa Redgrave jako Vida Winter oraz Olivia Colman jako Margaret Lea

Komentarze