Książka ma taką przewagę nad rośliną, że nie zwiędnie...

Okładka
Zwłaszcza, że któregoś dnia chłopiec odkrył bibliotekę.
Oczywiście, Jonasz doskonale wiedział, jak wygląda biblioteka i do czego służy, korzystał bowiem ze szkolnych zbiorów. Pierwszy raz w życiu jednak znalazł się oko w oko z książkami, które można było oglądać i przerzucać do upojenia, czytać po kawałku, po kilka naraz... rozsiadłszy się w wygodnym fotelu, pod lampą z jedwabnym abażurem, albo rozłożywszy na przetartym tu i ówdzie dywanie. Dostał do ręki prawdziwy duży prywatny księgozbiór, na który złożyły się zarówno książki starszych państwa Taranków i starszych państwa Filaszków, jak i to wszystko, co kupili Jaśmina z Lubomirem już na własne konto. Było tego kilka tysięcy tomów, Jaśmina podejrzewała, że koło sześciu-siedmiu, może ośmiu..., ale nie chciało jej się liczyć. Kiedy likwidowała mieszkanie przy Lwowskiej, od razu było wiadomo, że zabierze z sobą wszystkie książki. Należała bowiem do tych ludzi, którzy bez zmrużenia oka wyrzucą zeschnięty bochenek chleba i pozwolą zzielenieć kilogramowi szynki, ale nigdy, przenigdy, nie rozstaną się z żadną raz nabytą książką. Choćby to był najgłupszy na świecie poradnik gotowania na gazie albo wychowywania dzieci trudnych.
Jonasz znalazł tam skarby w postaci powieści czytanych w stosownym wieku przez Ludomira, Jaśminę, a potem ich trzech synów. Dowiedział się o istnieniu Kiplinga, Dumasa, Londona i Karola Maya. Przeczytał "Winnetou" i oszalał, odkrył "Bellewa Zawieruchę" i zapragnął natychmiast przenieść się na Alaskę, poznał "Trzech muszkieterów" i nagle Paryż, który latem nic do niego nie mówił - stał mu się bliski i znajomy; przecież chodził po alejach Luksemburga, w którym panowie muszkieterowie zwykli się pojedynkować, był w kościele St. Sulpice. gdzie chodzili na mszę, i w ogrodach Palais Royal, po których spacerował kardynał Richelieu...

Okładka
Okładka
Okładka

Jaśmina podśmiewała się, że jest prawdziwym neofitą, gorliwszym od starych wyznawców, ale to była prawda. W domu państwa Zawadzkich książek właściwie nie było, pojawiały się lektury szkolne Jonasza i podręczniki marketingu jego rodziców. Nikt tam nie czytywał niczego bez powodu. Jonasz po prostu nie wiedział, jak wielką przyjemność może dać książka - teraz się dowiedział i korzystał, ile mógł. Ze stratą dla oznaczania roślin w ogródku Jaśminy..., ale i tak już była jesień i rośliny więdły. Książka ma taką przewagę nad rośliną, że nie zwiędnie - nawet jeśli jest nieco podarta, a jej kartki zdobią rysunki zrobione przez któreś rodzinne dziecko.

Monika Szwaja: "Anioł w kapeluszu", Wydawnictwo SOL, Warszawa 2013, s. 264-265

Komentarze