30 października 2023

Czas rozpalić piec...

"Czas rozpalić piec" - Łucja Prus (z udziałem Janusza Strobla)
słowa: Jan Wołek, muzyka: Włodzimierz Nahorny



Mrok jak kosmaty pies 
Patrz - wrzesień wlazł
Czas rozpalić piec 
Posmutniało w ogrodzie i nagle postarzało się 
Miałeś przecież być, autobus twój szedł 
Tak, jest już późno 
Wróć w lampy ciepły krąg 
Do szafy płaszcz
Jabłkami pachnie dom 
Przemoczony poeto, siądź, skończ ten swój niezwykły wiersz 
Pusta kartka i tylko znów ogarek świecy 
Dla ciebie dziś kupiłam ten zielony pled 
Ostatnie jabłka z drzew postrącał wiatr, a miałeś zerwać 
Zbyt mało ciebie mam
Kilka mądrych zdań
To wszystko 
 
Mrok jak kosmaty pies 
Patrz, wrzesień wlazł, a w domu huczy piec 
Pewnie smutno w ogrodzie, cóż... postarzało nagle się 
Miałeś przecież być, autobus mój szedł 
Tak, jest już późno, tak, lampy ciepły krąg 
Znów twoja twarz
Jabłkami pachnie dom 
Powiesz pewnie, poeto siądź, skończ ten swój niezwykły wiersz 
Pusta kartka i tylko znów ogarek świecy  
Dla ciebie dziś kupiłam tych chryzantem pęk 
A tutaj jabłka z drzew postrącał wiatr
A miałeś zerwać 
Tak mało ze mnie masz, zatroskana twarz...
Przepraszam cię 
Przepraszasz mnie? 
Cóż, przepraszam cię 
Znów przepraszasz... 
Mhm... tak... 
Tak


Jabł­ka świe­cą na drze­wach jak wę­gle w po­pie­le...


Jabł­ka świe­cą na drze­wach jak wę­gle w po­pie­le
,
wia­trak pęka ze śmie­chu i po­wie­trze mie­le.

Jak na fry­zie kla­sycz­nym dziew­czy­ny do­stoj­ne
z ró­żo­wy­mi żą­dza­mi męż­ną wio­dą woj­nę.

Już kasz­tan się osy­pał i ochło­dły ran­ki;
o, mło­dy przy­ja­cie­lu, po­szu­kaj ko­chan­ki

z ma­łym dom­kiem, ogród­kiem, sen­nym for­te­pia­nem,
któ­ra by wło­sy two­je cze­sa­ła nad ra­nem,

z któ­rą byś po śnia­da­niu czy­tał Mic­kie­wi­cza -
niech bę­dzie sil­na w ręku, a pięk­na z ob­li­cza,

jak je­sień za­my­ślo­na, jak je­sień śmier­tel­na
i jako jabł­ka owe cierp­ka i we­sel­na.

Konstanty Ildefons Gałczyński


Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem...

"Jesienna zaduma" - Elżbieta Adamiak [1980]

Słowa: Jerzy Harasymowicz, muzyka: Elżbieta Adamiak 



Nic nie mam
Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem
Nawet nie wiem
Jak tam sprawy za lasem
Rano wstaję poemat chwalę
Biorę się za słowo jak za chleb
Rzeczywiście tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej
Jesiennej strony
Nic nie mam
Tylko z daszkiem nieba zamyślony kaszkiet
Nie zważam
Na mody byle jakie
Piszę wyłącznie piszę wyłącznie
Uczuć starym drapakiem
Rzeczywiście tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej
Jesiennej strony


Za naszym oknem pada deszcz...

"Koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie" - Magda Umer [1970]

słowa: Wojciech Niżyński, muzyka Krzysztof Knittel

.

Za naszym oknem pada deszcz
Na piecu skrzypce stroi świerszcz
Dziewczyny płaczą bo skończyło się już lato
I tylko słychać gdzieś
Koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie
W ogrodzie zasnął pod gruszą chochoł
I śni o pięknej dziewczynie
A Strach na wróble przydrożne wierzby liczy
Tańcząc na miedzy w objęciach polnej myszy
Koncert koncert koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie
Koncert co z babim latem odpłynie
Pnie drzew pokryły się dawno mchem
Wiatr rozwiał jeszcze jeden dzień
A na ścierniskach pozapalały się ogniska
W oddali snuje się
Koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie
W ogrodzie zasnął pod gruszą chochoł
I śni o pięknej dziewczynie
A Strach na wróble przydrożne wierzby liczy
Tańcząc na miedzy w objęciach polnej myszy
Koncert koncert koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie
Koncert co z babim latem odpłynie
Wywietrzał dawno zapach żniw
Szczelnie zamknięto wszystkie drzwi
Ludzie czekają może już jutro będzie biało
Pod piecem cicho brzmi
Koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie
Uciekł na drogę pokochał wierzbę i nagle gdzieś się rozpłynął
A strach na wróble leży samotny w polu
Mysz go rzuciła uciekła do stodoły
Koncert koncert koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie
Dziś ze świerszczami zasnął już na zimę


Mimozami jesień się zaczyna...

Jak to najczęściej bywa - wystarczy mała iskra, zdanie, które trafia na podatny grunt, myśl, pojawiająca się podczas spaceru...
W połączeniu z faktem, że jesień to mój żywioł, moja ulubiona pora roku - iskierka ta sprawia, że pomysł nie ucieka z pamięci, tylko powraca, trochę męczy, trochę kusi...

Jesień w polskiej poezji, w polskiej piosence.

Zaczynam utworem, bez którego jesień byłaby niepełna: mimozami jesień się zaczyna...


Julian Tuwim, muzyka Marka Sarta, przepięknie nastrojowe wykonanie Czesława Niemena [1976]

Mimozami jesień się zaczyna,
Złotawa, krucha i miła.
To ty, to ty jesteś ta dziewczyna,
Która do mnie na ulicę wychodziła.
Od twoich listów pachniało w sieni,
Gdym wracał zdyszany ze szkoły,
A po ulicach w lekkiej jesieni
Fruwały za mną jasne anioły.
Mimozami zwiędłość przypomina
Nieśmiertelnik żółty - październik.
To ty, to ty moja jedyna,
Przychodziłaś wieczorem do cukierni.
Z przemodlenia, z przeomdlenia senny,
W parku płakałem szeptanymi słowy.
Młodzik z chmurek prześwitywał jesienny,
Od mimozy złotej - majowy.
Ach, czułymi, przemiłymi snami
Zasypiałem z nim gasnącym o poranku,
W snach dawnymi bawiąc się wiosnami,
Jak tą złotą, jak tą wonną wiązanką.



jakby godziny istnienia...

 Zanurzać zanurzać się

w ogrody rudej jesieni
i liście zrywać kolejno
jakby godziny istnienia...
.
[Edward Stachura - "Jesień", fr.]














Kiedy przedostatniego dnia października słońce zaprasza na spacer...
Zdjęcia zrobiłam 30 października 2023, około godziny 11.30


25 października 2023

epicentrum Świata Dysku w świecie Kuli

 Przyniosłam do domu wczoraj, czytać zaczęłam dzisiaj przy porannej kawie...


I już na 14. stronie przerwałam, żeby zapisać sobie ten fragment.
Cóż, w takiej pracowni mogłabym spędzić resztę życia.
.
"Zaparkowałem, zszedłem po zboczu do domu i znalazłem przypiętą do drzwi kuchennych kartkę: "Rob: w Kaplicy"*. Podążyłem zgodnie ze wskazówkami pomocnej, ręcznie wyrysowanej mapki i po raz pierwszy zostałem dopuszczony do wewnętrznego sanctum, do epicentrum Świata Dysku w świecie Kuli: specjalnie zaadaptowanej pracowni z dużym podzielonym kamiennymi szprosami oknem, ogromnym opalanym drewnem kominkiem, długą ścianą z rzędami półek pełnych książek, z unoszącym się wszędzie zapachem wosku. Tam, przy wielkim obitym skórą biurku, ledwie widoczny zza gór książek, magazynów, kartek papieru i ogólnie no... rzeczy, siedział autor.
* "Kaplicą" Terry Pratchett nazywał swoją pracownię, specjalnie urządzoną i wyposażoną, w wolnostojącym budynku na terenie posiadłości, w pewnej odległości od właściwego domu (przyp. tłum.)"
Terry Pratchett. Życie z przypisami*. * Oficjalna biografia Rob Wilkins. Wydawnictwo Insignis Media, Kraków 2023, s. 14; przekład Piotra W. Cholewy
.
[Nawiasem mówiąc: od jakichś 50 książek wstecz uważam, że Piotr W. Cholewa [Piotr W. Cholewa i Ela Gepfert - życie wśród książek ] jest Mistrzem wśród tłumaczy]

09 października 2023

Siedem życzeń. Rozmowy o źródłach nadziei


 "Kiedy myśleliśmy o tym, czym chcielibyśmy, żeby ta książka była, przyszła nam do głowy metafora kamienia, który po wrzuceniu do wody pozostawia na niej kręgi. Są coraz szersze, obejmują swoim zasięgiem coraz większy obszar. I nigdy tak naprawdę nie wiadomo, do kogo dotrą. Ta książka ma być garścią kamieni, które rzucamy, żeby zrobiły fale albo uruchomiły lawinę. Bo chociaż nie mamy diagnozy ani pewności, co będzie dalej, to wiemy, że osoby, z którymi rozmawiamy, mają wpływ na rzeczywistość, wiedzą, co się dzieje, rozumieją świat. Z własnego doświadczenia wiemy też, że poczucie przynależności bywa przyjemne, zaś poczucie sprawczości jest wręcz niezbędne. Dlatego chcemy przynajmniej spróbować."

Katarzyna Kasia

Grzegorz Markowski

"Siedem życzeń. Rozmowy o źródłach nadziei". Wydawnictwo Znak, Kraków 2023, s. 16

06 października 2023

Dzielne maluchy

 Po Srebrnym Globie, czyli wrześniowej pełni księżyca pogada się zmieniła, jest deszczowo i znacznie chłodniej, ale maluszki się nie poddają. :)














04 października 2023

Jesienne liście nie opadają tylko lecą


 I właśnie w tym momencie wzmógł się wiatr, a tysiące żółtych liści platanów oderwało się od gałęzi i poszybowało w górę. Jesienne liście nie opadają tylko lecą. Nie spieszą się, zwlekają, bo to ich jedyna szansa, by wzbić się ku niebu. Wirowały, trzepotały i wzlatywały na wietrze, odbijając promienie słońca.


Delia Owens: Gdzie śpiewają raki. Świat Książki, Warszawa 2019, s. 144-145; przekład Bohdana Maliborskiego