![]() |
Okładka |
- Książka, powiedział Flood po chwili namysłu.
-
Niedawno, oznajmił hrabia, strzepując zaplątane w wąsy okruchy pieczywa,
zakupiłem bibliotekę od emerytowanego pułkownika z Bostonu. Jeden z
jego woluminów był pańskim dziełem.
W suficie przesunęła się kolejna płyta i na opadającej
platformie ukazał się służący w czerwonej liberii energicznie
szczotkujący parę wysokich do kolan butów z cholewami. Rzucił okiem na
Flooda i z krzywym uśmieszkiem, który wyrażał rezygnację w obliczu
szaleństwa, zniknął przez zapadnię w podłodze.
Hrabia sięgnął do kieszeni szlafroka i wyciągnął z niej Teoretyczną rozprawę o ekonomii politycznej.
- Na pewno pan ją poznajesz.
Flood kiwnął głową.
- Jedno z moich pierwszych zleceń. Dla towarzystwa filozoficznego w Dublinie.
- No, w każdym razie jakoś dotarła do Nowej Anglii. Gotów jestem
pójść o zakład, że to pańskie tak zwane towarzystwo filozoficzne to w
rzeczywistości rewolucyjny spisek ze zgromadzeniami po obu stronach
Atlantyku.
- Nic mi o tym nie wiadomo, rzekł Flood. Ja tylko wykonuję
zlecenia. Co ludzie robią z książkami po wyjściu z mojego sklepu, to już
ich sprawa.
Szybko zatopił zęby w bułce, zaniepokojony oburzeniem, jakie wkradło się do jego głosu.
- Oczywiście, powiedział hrabia. Co się dzieje w burzących się
koloniach pańskiego kraju, też mało mnie interesuje. Mówiąc prawdę,
byłem zdziwiony, że w amerykańskiej głuszy są takie rzeczy jak
biblioteki. Zawsze myślałem, że mieszkają tam tylko pomalowane dzikusy i
ludzie z lasu.
Mówiąc, hrabia wyjmował po kolei ukryte tomy, aż najmniejsza książeczka znalazła się w jego dłoni.
- Wielcy zaiste pożerają maluczkich. Genialne.
- Wielmożny panie, jestem...
- W rzeczy samej, panie Flood. Mądrym człowiekiem. Moja córka
może panu powiedzieć, jak bardzo byłem zachwycony, gdy po raz pierwszy
to ujrzałem.
Flood zwrócił oczy ku Irenie.
- Oboje byliśmy pod wielkim wrażeniem, ojcze.
- A teraz, rzekł hrabia, wreszcie - powoli zacisnął dłoń wokół
miniaturowej książeczki - jest pan tutaj. I powiem panu dlaczego. Tworzę
bibliotekę, jakiej jeszcze nie było. Bibliotekę jedynych w swoim
rodzaju woluminów, osobliwości, wydań składających się z pojedynczych ,
unikatowych egzemplarzy. Jest jednak, pomimo wszystkich moich wysiłków,
jedna książka, która zawsze mi się wymykała. Zamiast jednak na próżno
jej szukać, postanowiłam kazać ją dla mnie wydrukować.
- Ma pan manuskrypt.
- Nie.
- W takim razie przypuszczam, że jest jeszcze kwestia pozyskania prawa autorskiego.
Hrabia prychnął.
- Prawo autorskie. Ale mnie pan ubawił. Żeby pobudzić pańską
ciekawość, powiem, że tekst tej książki nigdy nie został przypisany
definitywnie żadnemu znanemu autorowi. A tak naprawdę, nigdy nawet nie
widziałem manuskryptu na oczy. Zaintrygowany?
- I zdezorientowany.
- Cieszy mnie to. Na podstawie pańskich prac doszedłem do wniosku, że przyjmie pan wyzwanie."
Thomas Wharton: "Salamandra".Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2002, s. 34 - 36, tłum. Jerzy Kozłowski
Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.
OdpowiedzUsuń