Jak się poczyta dobre książki, to te kiepskie potem zupełnie nie cieszą.

  Po otrzymaniu Pańskiego listu od razu udałam się do Hastings & Sons, jako że nie ma dla mnie milszego zajęcia niż buszowanie po księgarniach. Od lat tam chodzę i zawsze wyszperam książkę, której szukam - oraz trzy inne, o których nie miałam pojęcia, że chcę je nabyć. 
[s. 16]

===

  Właśnie to uwielbiam w czytaniu - w każdej książce odkrywam jakiś drobiazg, który skłania do przeczytania następnej pozycji, a tam znów jest coś, co prowadzi do kolejnej. I tak w postępie geometrycznym - bez końca i żadnej innej motywacji prócz czystej przyjemności.
[s. 17]

===

  Uwielbiam odwiedzać księgarnie i rozmawiać z księgarzami: jest to zupełnie inna, specyficzna rasa ludzi. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pracowałby za tak niską pensję, jaką mają ci sprzedawcy, ani żaden rozsądny kupiec nie podjąłby się handlu takim towarem - zysk jest wprost śmieszny. A zatem musi nimi powodować miłość do czytelników i czytania oraz to, że pierwsi mają dostęp do książkowych nowości.
[s. 21]

===

  Jak się poczyta dobre książki, to te kiepskie potem zupełnie nie cieszą.
[s. 55]

===

  Jedynym ratunkiem były książki i przyjaciele, bo człowiek przypominał sobie, że w życiu jest coś jeszcze. Elizabeth powiedziała kiedyś wiersz. Całego nie pamiętam, ale zaczynał się tak: "Czyż to mało znaczy cieszyć się słońcem, radośnie powitać wiosnę, kochać, zamyślić się, związać koniec z końcem"*. To naprawdę niemało. Mam nadzieję, że gdziekolwiek ona jest teraz, pamięta tamte słowa.

* Fragment wiersza Matthew Arnolda Z hymnu Empedoklesa pochodzącego ze zbioru Empedokles na Etnie.
[s. 65]


Wszystkie fragmenty pochodzą z książki Mary Ann Shaffer i Anne Barrows: Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Świat Książki, Warszawa 2010, przekład Joanny Puchalskiej

Komentarze

  1. Książka nie jest może wybitna, ale zawiera tyle myśli, pod którymi podpisze się każdy miłośnik czytania, że należy ja przeczytać. I po latach przygody z czytelnictwa też doszłam do wniosku,ze jak się przeczytało tyle dobrych książek, to te przeciętne, mierne już nudzą i powodują poczucie straty czasu. Ta książka ma w sobie coś, co sprawia, że ilekroć widzę wpis na jej temat uśmiecha mi się buzia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybitna nie jest, ale sprawiła mi naprawdę dużą przyjemność. I chyba będę po nią sięgać jak po lek na "płytki dołek", bowiem i ja się uśmiecham na samą myśl o niej. :)

      Usuń
  2. Tytuł Twojego posta skojarzył mi się z "awanturką", którą Hellene Hanff urządziła Frankowi Doelowi za to, że ten przysłał jej wybór z dziennika Samuela Pepysa a nie kompletne wydanie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich chwilach niezmiennie żałuję, że "84 Charing Cross Road" nie ukazała się po polsku. Moja znajomość angielskiego nie gwarantuje mi w żadnym razie takiej przyjemności z lektury, na jaką ta książka zasługuje, dlatego pozostaje mi mieć nadzieję, że ktoś się wreszcie za to zabierze. Natomiast film na jej podstawie zaliczam do moich ulubionych i oglądam go sobie średnio raz na pół roku. :)
      A wracając do tematu, ja tam też uważam, że całość jest o niebo lepsza niż wybór, wypisy, skrót... :)

      Usuń
    2. Też żałuję, podobnie jak tego, że i Dąbrowska zdecydowała się jedynie na wybór z Pepysa.

      Usuń
    3. Była mniej wymagająca niż Helene Hanff... :)

      Usuń
  3. Bardzo sympatyczna książka i cieszę się, że ją mi przypomniałaś.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz