Tym razem wspieram się pamięcią nieocenionego Marlowa, który po przeczytaniu "szekspirowskiego" fragmentu z Agathy Christie przypomniał mi, że i my mamy w literaturze bohaterów deklamujących Szekspira na każde zawołanie. :-)
![]() |
Okładka |
"Przed przystań zajechał olbrzymi wóz-chłodnia, cały z aluminiowej blachy, błyszczący i okazały. Ciężarówka była wielka i okazała, kierowca zaś maleńki i niepozorny. Miał wielką łysinę, a twarz podobną do śniętego dorsza. Może dlatego, że często woził ryby.
Ciekaw byłem, czym ciotka Kabała oczarowała dorszowatego kierowcę? Może kartami? Może piętnastoma tysiącami na liczniku? A może znajomością ichtiologii, czyli nauki o rybach? Z ciocią nigdy nic nie wiadomo. Ma pomysły.
Czekałem z niecierpliwością, co się okaże. Po chwili okazało się, że nic z tego nie rozumiem.
Kierowca wyskoczył z szoferki, przywitał się z ciocią tak serdecznie, jakby była jego rodzoną siostrą. Ciocia Kabała zawołała radośnie:
- Już sobie przypomniałam. Zaraz panu powiem. - I zaczęła mówić wzniośle, kwieciście i do tego wierszem:
Ciekaw byłem, czym ciotka Kabała oczarowała dorszowatego kierowcę? Może kartami? Może piętnastoma tysiącami na liczniku? A może znajomością ichtiologii, czyli nauki o rybach? Z ciocią nigdy nic nie wiadomo. Ma pomysły.
Czekałem z niecierpliwością, co się okaże. Po chwili okazało się, że nic z tego nie rozumiem.
Kierowca wyskoczył z szoferki, przywitał się z ciocią tak serdecznie, jakby była jego rodzoną siostrą. Ciocia Kabała zawołała radośnie:
- Już sobie przypomniałam. Zaraz panu powiem. - I zaczęła mówić wzniośle, kwieciście i do tego wierszem:
Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski,
Słowik to, a nie skowronek się zrywa
I śpiewem przeszył trwożne ucho twoje.
Zupełnie zbaraniałem. Rozejrzałem się. Nie było ani słowika, ani skowronka i nikt śpiewem nie przeszył trwożnego ucha kierowcy. O czym ciocia mówi? Co jej przyszło do głowy? A ciocia uniosła oczy do nieba, położyła dłoń na sercu i dokończyła:
Co noc on śpiewa ówdzie na gałązce
Granatu, wierzaj mi, że to był słowik.
Uwierzyłem na słowo, choć słowika nie widziałem ani nawet nie słyszałem i nie mogłem również dojrzeć gałązki granatu. Lecz kierowca dojrzał, bo naraz jego dorszowata twarz rozpromieniła się, a wyłupiaste oczy nabrały dziwnego blasku. Położył dłoń na sercu i zadeklamował:
Uwierzyłem na słowo, choć słowika nie widziałem ani nawet nie słyszałem i nie mogłem również dojrzeć gałązki granatu. Lecz kierowca dojrzał, bo naraz jego dorszowata twarz rozpromieniła się, a wyłupiaste oczy nabrały dziwnego blasku. Położył dłoń na sercu i zadeklamował:
Skowronek to, ów czujny herold ranku,
Nie słowik, widzisz te zazdrosne smugi,
Co tam na wschodzie złocą chmur krawędzie ?
- Przepraszam bardzo - przerwałem mu. - Ustalcie nareszcie, czy to słowik, czy skowronek.
Ciocia spiorunowała mnie pełnym poezji spojrzeniem.
- Nie przerywaj!
A kierowca z Centrali Rybnej westchnął i ciągnął dalej:
Pochodnie nocy już się wypaliły
I dzień się wspina raźnie na gór szczyty.
Chcąc żyć, iść muszę lub zostając - umrzeć.
- Proszę nie umierać - wtrącił Duduś - bo my chcemy dojechać do Kołobrzegu.
Teraz kierowca spiorunował spojrzeniem Dudusia.
- Nie przeszkadzać! - zawołał i zwrócił się do cioci. - Widzi pani, to jest nasza młodzież. Nic w nich nie ma romantyzmu. W głowie pustka, a w sercu chłód.
Ciocia westchnęła:
- Za moich czasów inaczej bywało. Oni nie interesują się poezją ani Szekspirem... Im w głowie futbol i rakiety.
- Phi — Duduś uśmiechnął się tajemniczo. - Od razu wiedziałem, że to scena piąta aktu trzeciego „Romeo i Julia" Williama Szekspira w przekładzie Józefa Paszkowskiego.
Bęc! Proszę bardzo, Duduś uratował honor młodzieży. Byłbym go chętnie uścisnął, ale uczynił to za mnie kierowca.
- Geniusz! - zawołał. - A myśmy wczoraj pół godziny zastanawiali się, jak się zaczyna piąta scena trzeciego aktu.
- Przepraszam bardzo - przerwałem mu. - Ustalcie nareszcie, czy to słowik, czy skowronek.
Ciocia spiorunowała mnie pełnym poezji spojrzeniem.
- Nie przerywaj!
A kierowca z Centrali Rybnej westchnął i ciągnął dalej:
Pochodnie nocy już się wypaliły
I dzień się wspina raźnie na gór szczyty.
Chcąc żyć, iść muszę lub zostając - umrzeć.
- Proszę nie umierać - wtrącił Duduś - bo my chcemy dojechać do Kołobrzegu.
Teraz kierowca spiorunował spojrzeniem Dudusia.
- Nie przeszkadzać! - zawołał i zwrócił się do cioci. - Widzi pani, to jest nasza młodzież. Nic w nich nie ma romantyzmu. W głowie pustka, a w sercu chłód.
Ciocia westchnęła:
- Za moich czasów inaczej bywało. Oni nie interesują się poezją ani Szekspirem... Im w głowie futbol i rakiety.
- Phi — Duduś uśmiechnął się tajemniczo. - Od razu wiedziałem, że to scena piąta aktu trzeciego „Romeo i Julia" Williama Szekspira w przekładzie Józefa Paszkowskiego.
Bęc! Proszę bardzo, Duduś uratował honor młodzieży. Byłbym go chętnie uścisnął, ale uczynił to za mnie kierowca.
- Geniusz! - zawołał. - A myśmy wczoraj pół godziny zastanawiali się, jak się zaczyna piąta scena trzeciego aktu.
Teraz wiedziałem, że ciocia Kabała oczarowała łysego kierowcę znajomością Szekspira, chociaż, przyznam się, do tej pory nic o Szekspirze nie słyszałem. Przyrzekłem sobie, że po powrocie do Warszawy zajrzę do biblioteki ojca, żeby się dowiedzieć, co to za jeden.
Tymczasem wysłuchaliśmy całej sceny piątej trzeciego aktu w wykonaniu cioci Kabały i kierowcy. Ciocia była Julią, kierowca Romeem, a my z Dudusiem widownią. Tak wspaniale odegrali, że aż mi łzy napłynęły do oczu. Wóz-chłodnia czekał, Kołobrzeg czekał, a oni nic, tylko odgrywali z dłońmi na sercu i oczami utkwionymi w bladym błękicie.
Gdy skończyli, kierowca otarł łzę toczącą się po jego spalonym policzku i powiedział:
- Całą noc czytałem tę scenę, żeby się jej nauczyć na pamięć."Tymczasem wysłuchaliśmy całej sceny piątej trzeciego aktu w wykonaniu cioci Kabały i kierowcy. Ciocia była Julią, kierowca Romeem, a my z Dudusiem widownią. Tak wspaniale odegrali, że aż mi łzy napłynęły do oczu. Wóz-chłodnia czekał, Kołobrzeg czekał, a oni nic, tylko odgrywali z dłońmi na sercu i oczami utkwionymi w bladym błękicie.
Gdy skończyli, kierowca otarł łzę toczącą się po jego spalonym policzku i powiedział:
Adam Bahdaj: Podróż za jeden uśmiech. Nasza Księgarnia, Warszawa 1973, s. 128-129
Całą noc.
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się.
Prawda, że to wspaniałe? Kto dzisiaj zarwałby noc, żeby czytać Szekspira...
UsuńJa, ale ja nie młodzież :) a swoją drogą, jak świat światem, zawsze się na młodzież narzekało. Pamiętam, jak sama byłam młodzieżą, że mnie to bardzo denerwowało, bo generalnie to prawda, ale są przecież wyjątki. Z racji wykonywanego zawodu śledziłam przebieg projektu Szekspiracje, podczas którego młodzież (i nauczyciele) poznają twórczość tego dramato i komediopisarza. I dziś zapewne wiedzą na jego temat dużo więcej niż ja. A Podróż za jeden uśmiech szalenie lubiłam.
OdpowiedzUsuńJa też, ale i ja nie jestem już młodzieżą. :-) Lubiłam Bahdaja, nie tylko "Podróż...". A i teraz przeczytałam ją z przyjemnością przy okazji szukania tego fragmentu.
UsuńA z młodzieżą to prawda, narzekanie na "tę dzisiejszą młodzież" powtarza się co pokolenie. :-)
Bardzo mnie zainteresowałaś tym projektem Szekspiracje. Zaraz przeszukam Internet, żeby się czegoś o nim dowiedzieć. Dziękuję. :-)