Długie rzęsy Laurki opuściły się błękitnym cieniem. Przymknęła oczy. Z przymkniętymi oczami odezwała się szeptem: Znacie ten wiersz Staffa? Pewno nie... Jest o tym, kogo kiedyś być może spotkam: Przychodzi do mnie nocą, Przychodzi do mnie nocą, bierze mnie w ramiona. I jest mi dobrze, cicho, choć nie wiem, kto ona... Mówi, że są podniebne, zawrotne przełęcze, gdzie stopy tylko jasne opierają tęcze; [...] Że nie wszystko odarto z tajni i uroku. I jest gdzie duszą błądzić o wieczornym zmroku. Szeptem swym mnie usypia u białego łona. I jest mi dobrze, cicho, choć nie wiem, kto ona...
Całkowicie się pogubiły. Laurka marzy o miłości?
[...]
Nie wiemy skąd, nie wiemy dokąd, tylko trzymamy się za ręce. Jak opuszczony martwy okręt, płyniemy w noc – i nic już więcej. O żono – nie mów! I tak wiemy, że nie poradzi żadne słowo. I naszych dusz firmament niemy, jak czarna otchłań ponad głową. Jak pod nogami czarne głusze, i nie wiadomo, co nam padnie? Czy wzlecieć między gwiazdy w górze, czy też z gwiazdami spocząć na dnie? Nie, to nie Staff. To mój drugi ukochany poeta, Iwaszkiewicz.
Milczały. Były pewne, że znają swoją piękną Laurką na wylot. Nie znały. Takiej nie.
Ewa Ostrowska - O zmierzchu. Oficynka 2017, s. 64-66
Komentarze
Prześlij komentarz