Od najmłodszych lat czytałam jak szalona - w domu było mnóstwo książek, w tym przygodowych - gruzy wokół naszego domu zmieniały się więc w wysokie góry, Daleką Północ albo Dziki Zachód. Bliskość Odry i statków prowokowała marzenia o morskich podróżach. Wyobraźnia harcowała w najlepsze.
s. 9
Literatura w postaci książek pojawiła się również wcześnie, bo rodzina była ogólnie rzecz biorąc czytająca i nikt nie protestował przeciwko czytaniu szczeniakowi bajek, "Kubusia Puchatka" i "Alicji w krainie czarów". Szybciutko nauczyłam się sama to robić i wykańczałam panie w bibliotece publicznej, wymieniając po trzy książeczki dziennie. Nie wierzyły, że połykam je w tym tempie, a ja naprawdę nie oszukiwałam.
s. 15
Książki były we wszystkich naszych domach i już. Nawet w latach biedy i sprzedawania antyków. Podobnie jak w uroczej powieści Marii Pruszkowskiej "Przyślę panu list i klucz", cukiernica na stole służyła głównie jako podpórka do mniejszych i większych tomików. W to, że czytanie przy jedzeniu jest niegrzeczne albo niezdrowe nikt nie wierzył. Czytało się wszędzie i zawsze. To były czasy beztelewizyjne! Mieliśmy taki wielki fotel - w mieszkaniu śródmiejskim siadywałam w nim, opierając stopy o ciepły piec i pochłaniając kolejne powieści. Książki książkom w końcu pomogły - kiedy zaczęłam zarabiać na własnych, mogłam wreszcie urządzić to, na co nigdy nie miałyśmy dość forsy: domową bibliotekę. Cały [uczciwie mówiąc - piwniczny] pokój w półkach! Książki w jednym rządku, a nie upchnięte kupkami. No, ale niestety, ani mamy, ani Małgosi już nie ma. Syn znienacka wydoroślał i się wyprowadził. W domu jestem ja, dwa psy, kot i książki. Pani Gosposia kiedyś je policzyła i wyszło jej cztery tysiące. Patrzcie państwo, a ja myślałam, że tylko dwa.
s. 25
Monika Szwaja - Dupersznyty ...czyli zapiski stanu szwajowego. Wydawnictwo SOL, Warszawa 2017
Jaki cudowny wpis! Mnie się również marzy mieć książki poukładane w rządkach :). Oczami wyobraźni widzę swoją biblioteczkę, a w niej tylko te ważne książki, na pewno mniej niż 4 tysiące ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy u mnie by to były 4 tysiące, czy mniej lub więcej. Oczami wyobraźni widzę niewielkie pomieszczenie pełne książek, do tego kominek, fotel, dobra kawa... Rozmarzyłam się... :)
UsuńBardzo Cię przepraszam, że tak późno reaguję. Blogger mnie nie zawiadamiał o nadchodzących komentarzach, dopiero kilka minut temu, dzięki pewnej Wspaniałej Osobie (którą znasz :) ), dowiedziałam się o tym i pełna skruchy nadrabiam zaległości. Pozdrawiam Cię serdecznie!
:)
OdpowiedzUsuń