Robert Burns*
Niewiele wie - kto życie gładko przeszedł,
Od burz nietknięte, troską nieprzyćmione;
W purpurę odzian, pławi się w uciesze,
Z wichrów się śmieje, w szczęściu ma osłonę -
Nie wie, jak długą toczyć musi wojnę
Ten, co na wody ubóstwa rzucony,
Z oczyma utkwionymi w cudnej gwieździe
Od chramu Sławy, ach! jak oddalonej -
Aż nad pustkowiem wód los go wstecz zmiecie.
ok. 1842
* Robert Burns (1759-1796) - szkocki poeta narodowy
Branwell Brontë - Poezje. C&T, Toruń 2018, s. 98, przekład Doroty Tukaj
Gdy słońce znika za horyzontem stoję z kubkiem kawy w ręce i tylko patrzę, po prostu. Jest w tym codziennym spektaklu natury magia, która nigdy mnie nie nudzi. Dlatego zdjęć zachodzącego słońca będzie tutaj coraz więcej. Drobne przyjemności; zapach świeżo zmielonej kawy, poranny spacer, pogaduszki przy herbacie, dobry film, blask świecy, zapalonej o zmroku także w środku upalnego lata, książka i muzyka (nie tylko) nocą.
24 lipca 2018
21 lipca 2018
Zakładki
Dopóki Jon nie podrósł na tyle, żeby na serio czytać książki, do jego ulubionych zajęć należało szukanie zakładek w świeżo nabytych egzemplarzach. Stało się to jego manią, tak jak u innych kolekcjonowanie znaczków czy monet, a rozmaitość zakładek była niemal tak samo duża ja w wypadku znaczków czy monet. Zdarzały się całkiem zwyczajne zakładki, prostokątne kawałki kartonu z jakimś motywem, który miał związek z książką lub nie. I były też bardziej neutralne - czyste kawałki papieru, sznurki, gumki albo banknoty. Inne znów mówiły pośrednio o zwyczajach lub zainteresowaniach czytelnika: pokwitowania, autobusowe karty rabatowe bilety do kina i do teatru, listy zakupów, przekazy pocztowe albo wycinki z gazet. Znajdował wreszcie zakładki osobiste, jak: wizytówki, rysunki, listy, kartki pocztowe i fotografie. Być może list albo pocztówkę przysłała ukochana osoba; na odwrocie zdjęć zdarzały się pozdrowienia albo wyjaśnienia, rysunek był może prezentem od dziecka.
Mikkel Berkegaard: Biblioteka cieni. Świat Książki, Warszawa 2011, s. 38; z duńskiego przełożyła Bogusława Sochańska
20 lipca 2018
Chwile skradzione...
Odkurzacz
Zanim dorosłam do mycia podłóg, czyli mniej więcej do ósmych urodzin, mieszkanie sprzątała sąsiadka. Rodzice płacili jej niewiele i dopiero po latach odkryłam, jaki to był rodzaj rachunków. Może kiedyś opowiem. Pani Marzenka przychodziła do nas co środę, czasami z podbitym okiem, zawsze lekko wstawiona. Tata nie pozwalał na rozmowy, zatem tylko kiwałyśmy sobie głowami na przywitanie. Wydawała mi się stara, ale na zabłąkanym zdjęciu z tamtego czasu widnieje całkiem młoda kobieta o skromnej urodzie. Była wtedy tym wszystkim, czego się obawiałam dla siebie w dorosłości. Nie chciałam tak pachnieć, nie chciałam tak wyglądać. Nawet nie chciałam nigdy już nikogo podobnego spotkać.
Którejś środy ojciec polecił, bym mu podała jakąś teczkę z dużego pokoju. Był akurat sprzątany. Huczało. Otworzyłam drzwi z bielonej sklejki i zobaczyłam, że nikt odkurzacza nie używa. Pani Marzena siedzi na maminym fotelu, w maminych okularach. Nie wie, że ktoś na nią patrzy. Zaczytana w Przeminęło z wiatrem. Wyłączam odkurzacz. Przykra nagła cisza. Kobieta wzdryga się, spogląda mi w oczy. Jest zachwycająco ładna. Wolno wraca do siebie, oddając przy tym komuś całą chwilową urodę. Żal patrzeć.
Nigdy nie pozna zakończenia powieści, ale wtedy jeszcze tego nie wiemy.
Ewa Różycka - Bałutki. Miniatura: Odkurzacz. Wydawnictwo Pewne, Kielce 2017, s. 109
14 lipca 2018
...warstwa kurzu na książce jest karygodnym znakiem niedbałości.
Często zastanawiała się, ile tysięcy książek mieściło się w tym domu. Ale tak bardzo bała się utraty pracy na skutek jakiegoś fałszywego kroku, że od samego progu chodziła na paluszkach, z namaszczeniem wstrzymywała oddech i nie odważyła się o to spytać gospodarza. Robiła tylko to, co do niej należało: w poniedziałki, środy i piątki wypełniała fiszki swoim starannym kaligraficznym pismem. A we wtorki i czwartki odkurzała, ponieważ warstwa kurzu na książce jest karygodnym znakiem niedbałości. Początkowo używała do tego wilgotnej ściereczki, ale grzbiety poczernione latami zapomnienia pod wpływem wody pokrywały się ciemną powłoką, co tylko pogarszało sytuację. Wtedy Tere poradziła jej, że lepszy będzie odkurzacz, a w razie jego braku tradycyjna miotełka z piór. Musiała wybrać opcję tradycyjną, bo nawet nie przeszło jej przez myśl, że mogłaby zapytać pana Adriana, czy posiada coś takiego jak odkurzacz. A na książkach, którymi teraz się zajmowała, nagromadziła się spora warstwa kurzu, i musiała ją jak najszybciej usunąć, zanim on ją dostrzeże.
Pan Adrian był dla niej zagadką. Może był milionerem; na pewno samotnym. Nigdy nie wychodził z domu, ciągle czytał, porządkował książki, redagował fiszki albo je przeglądał, albo też rozpakowywał, ciesząc się jak dziecko, paczki z nowymi nabytkami, a były to w większości książki sfatygowane, stare, niektóre bardzo stare. Te książki to jego obsesja.
Jaume Cabré - Kurz (opowiadanie ze zbioru "Podróż zimowa". Marginesy, Warszawa 2018, s. 75-76, tłumaczenie Anny Sawickiej
01 lipca 2018
jak mówi Maria Dąbrowska...
Kiedy byłem małym chłopcem, puszczałem z matką latawce. Patrzyłem, jak wzbijały się w niebo tak wysoko, na ile starczyło sznurka. Pytałem mamę, wskazując na niebo:
- Co tam jest, mamo?
- Przestrzeń - odpowiadała.
- A co to jest przestrzeń, mamo?
- To jest coś, co nie ma końca, synku...
Nie mogłem wtedy zrozumieć, że coś może nie mieć końca.
Panie Profesorze, "to" chyba naprawdę nie ma końca, skoro - jak mówi Maria Dąbrowska -"żyjemy, umieramy, a życia wciąż wystarcza. Z nami czy bez nas noce i dnie jednakowo się toczą, jakby nas wcale nie było na tym świecie".
Jerzy Antczak: Noce i dnie mojego życia. Axis Mundi 2009, s. 378
- Co tam jest, mamo?
- Przestrzeń - odpowiadała.
- A co to jest przestrzeń, mamo?
- To jest coś, co nie ma końca, synku...
Nie mogłem wtedy zrozumieć, że coś może nie mieć końca.
Panie Profesorze, "to" chyba naprawdę nie ma końca, skoro - jak mówi Maria Dąbrowska -"żyjemy, umieramy, a życia wciąż wystarcza. Z nami czy bez nas noce i dnie jednakowo się toczą, jakby nas wcale nie było na tym świecie".
Jerzy Antczak: Noce i dnie mojego życia. Axis Mundi 2009, s. 378
Subskrybuj:
Posty (Atom)