
Na zewnątrz przesuwały się domy, ulice, samochody, drzewa, a w oddali góry zamki i kamieniołomy. Postrzegałem to wszystko i nic nie czułem. Nie bylem już obrażony na Hannę, że mnie opuścila, zwiodła i wykorzystała. Nie musiałem łamać sobie nad nią dłużej głowy. Czułem, jak znieczulenie, z którym obserwowałem okropieństwa rozprawy, opanowywało moje uczucia i myśli z ostatnich tygodni. Stwierdzenie, że byłem z tego rad byłoby zbyt daleko idące. Miałem jednak wrażenie, że tak było dobrze. Że to umożliwiało mi powrót do codzienności i dalsze codzienne życie. [s. 155]
Tak jednak nie było, Michael nie przestaje analizować swojego uczucia, procesu, problemu odpowiedzialności za siebie i za swoich rodziców. I zadaje sobie pytania, mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Tych pytań nie kończy stawiać nigdy, przez nieudane małżeństwo i inne związki z kobietami, przez zawodowe życie historyka prawa, przez wiele godzin spędzonych nad książkami z mikrofonem magnetofonowym w ręce, kiedy nagrywał dziesiątki kaset i wysyłał je Hannie do więzienia. Nie przyszło mu łatwo robić to, co dla naczelniczki tego więzienia wydawało się prostym i jedynym rozwiązaniem.
Dla Michaela nic nie jest proste, niczego nie bierze na wiarę, nie ucieka ...
Uciec nie znaczy tylko skądś odejść, lecz również dokądś dotrzeć. A przeszłość, do której dotarłem jako historyk prawa, nie była w mniejszym stopniu wypełniona życiem niż teraźniejszość. Nie jest również tak, jak mogłaby przypuszczać osoba stojąca z boku, że ktoś obserwuje jedynie minioną pełnię życia, uczestnicząc w teraźniejszej. Zajmować się historią oznacza budować pomosty między przeszłością a teraźniejszością, obserwować obydwa brzegi i być na nich aktywnym... [s. 174]
Bernhard Schlink: "Lektor". Wydawnictwo Polsko-Niemieckie, Warszawa 2001, 208 s., tłum. Maria Podlasek-Ziegler
Okładka książki pochodzi ze strony Poczytaj.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz