Gdy słońce znika za horyzontem stoję z kubkiem kawy w ręce i tylko patrzę, po prostu. Jest w tym codziennym spektaklu natury magia, która nigdy mnie nie nudzi. Dlatego zdjęć zachodzącego słońca będzie tutaj coraz więcej. Drobne przyjemności; zapach świeżo zmielonej kawy, poranny spacer, pogaduszki przy herbacie, dobry film, blask świecy, zapalonej o zmroku także w środku upalnego lata, książka i muzyka (nie tylko) nocą.
24 sierpnia 2018
dzisiaj zaletą przeciętność jest, a reszta w bibliotece...
Bohaterowie Remarque'a
Kiedy kłopotów, zmartwień, trosk
zwykła przebierze się miarka,
przychodzą dzielić ze mną swój los
bohaterowie Remarqe'a.
Szlifuję z nimi paryski bruk
w jakiś poranek ponury,
na triumfalny, świetlisty łuk
zamieniam Pałac Kultury.
I czynię, czynię, na ich rachunek ważne odkrycia.
calvados to coś więcej niż trunek, to sposób bycia.
Za oknem Paryż i brzeg Sekwany z mgiełką poranną,
i przez króciutką chwilę, kochany, jestem Joanną.
Za oknem Paryż i okupacja,
ciągła niepewność losu kolei,
za oknem wojna i desperacja,
a w moim sercu tyle nadziei...
I jeszcze śpiewka twa nieustanna
znad papierosa co się dopala.
"Miłość się kiedyś skończy, Joanno.
Niech tej miłości przyjaźń nie skala".
Niestety trochę przesadził pan,
panie autorze kochany,
być może na Zachodzie bez zmian.
u nas ostatnio są zmiany.
Znikli mężczyźni, co mieli gest,
znikły kobiety kobiece,
dzisiaj zaletą przeciętność jest,
a reszta w bibliotece...
Tam się na pański czyni rachunek ważne odkrycia,
calvados to coś więcej niż trunek, to sposób bycia.
za oknem Paryż i brzeg Sekwany z mgiełką poranną,
i przez króciutką chwilę, kochany, jestem Joanną.
Z trudem od tego wdzięku i szyku,
pysznych bon motów i wartkiej akcji
wracam do książek nieudaczników,
którzy nie znają sztuki narracji.
Nad awangardą pretensjonalną
schylona - słyszę, jak szepczesz z dala:
"Miłość się kiedyś skończy, Joanno,
niech tej miłości przyjaźń nie skala".
1981
Wojciech Młynarski - Od oddechu do oddechu. Prószyński i S-ka, Warszawa 2017, s. 229-230
09 sierpnia 2018
Książki nie są do czytania...
Jedną z moich najulubieńszych części pałacu była ogromna biblioteka, pełna bezcennych pierwszych wydań książek słynnych powieściopisarzy z całego świata. Oszklone regały, w których stały książki, zawsze były zamknięte na klucz. Książki stanowiły w niej po prostu imponującą ozdobę, jeszcze jedną dekorację. Wątpię, czy przez wszystkie lata, kiedy tam stały, ktoś chociaż jedną z nich wyjął i przeczytał. Często przyglądałam się półkom i aż świerzbiły mnie palce, by którąś zdjąć i potrzymać. Musiałam zadowolić się obszarpanymi egzemplarzami Wichrowych Wzgórz, Olivera Twista i Hamleta, które mój nauczyciel przywiózł ze sobą z Anglii. Podczas długich spokojnych popołudni czytałam je kilka razy.
Lucinda Riley - Róża północy. Albatros Andrzej Kuryłowicz 2016, s. 126, przekład Marzenny Rączkowskiej
03 sierpnia 2018
Pozwólmy, by nasze książki podróżowały...
W zeszłym tygodniu pisałem o moich ulubionych książkach. Tak naprawdę nie mam ich wiele. Kilka lat temu dokonałem w życiu paru ważnych wyborów, kierując się zasadą: maksimum jakości, minimum przedmiotów. Nie oznacza to wcale, że wybrałem życie zakonne - wręcz przeciwnie, gdy nie mamy potrzeby posiadania niezliczonej liczby przedmiotów, zyskujemy ogromną wolność. [...]
Wracając do tematu, postanowiłem zatrzymać w swojej bibliotece jedynie 400 książek, niektóre z powodów sentymentalnych, inne dlatego, że często do nich wracam. Przyczyn tej decyzji było wiele, między innymi smutna refleksja, która nachodzi mnie, gdy widzę księgozbiory pieczołowicie gromadzone przez lata, sprzedawane potem na kilogramy, bez żadnego szacunku. Poza tym po co gromadzić w domu opasłe tomy? Żeby pokazać znajomym, jaki jestem oczytany? Żeby ozdobić ściany? Kupione kiedyś książki bardziej przydadzą się w bibliotece publicznej niż u mnie w domu.
Dawniej mogłem się usprawiedliwiać, że potrzebuję ich do sprawdzania różnych informacji. Jednak dziś, gdy czegoś szukam, włączam komputer, wprowadzam hasło i mam przed oczami całą listę. To Internet, największa biblioteka na tej planecie.
Oczywiście nadal kupuję książki - nie zastąpi ich żadna elektroniczna forma. Teraz jednak każdą przeczytaną książkę puszczam w obieg - daję komuś lub zanoszę do biblioteki publicznej. Nie chodzi mi o ratowanie lasów czy o gest hojności. Po prostu wierzę, że każda książka ma do przebycia pewną drogę i nie można pozwolić, żeby bezużytecznie stała na półce. [...]
Pozwólmy więc, by nasze książki podróżowały, by dotykały ich inne ręce, by cieszyły cudze oczy. Gdy piszę te słowa, przypomina mi się fragment wiersza Jorge Luisa Borgesa o książkach, których pisarz już nigdy nie otworzy. [...]
Jest taki wiersz Verlaine’a, którego nigdy nie pamiętam.
Jest takie lustro, które mnie już nigdy nie zobaczy.
Są takie drzwi zamknięte aż po koniec świata.
Wśród książek w mojej bibliotece
Są takie drzwi, których nigdy już nie otworzę.
Rzeczywiście, mam wrażenie, że wśród rozdanych przeze mnie książek wiele jest takich, których bym już nigdy nie otworzył. Wciąż pojawiają się nowe, interesujące rzeczy, a ja uwielbiam czytać. To wspaniałe, że ludzie mają biblioteki. Zwykle pierwszy kontakt dziecka z książką powodowany jest ciekawością na widok oprawionych tomów z ilustracjami, pełnych liter. Cieszę się także z tego, że rozdając autografy, spotykam czytelników, którzy przynoszą podniszczone egzemplarze książek pożyczanych kilkunastu osobom. To znaczy, że książka podróżowała, tak jak podróżowały myśli autora, gdy ją pisał.
Paolo Coelho - O książkach i bibliotekach. W zbiorku: Być jak płynąca rzeka. Świat Książki 2013, s. 91-94, przekład - Zofia Stanisławska
Subskrybuj:
Posty (Atom)