Tutaj muszę wyjaśnić, że z "Hamletem" znałem się już od dawna. Właściwie byłem z nim zaprzyjaźniony.
Piętro nad nami mieszkała pani Dolińska, dama sucha i wytworna, a wraz z nią pan Adam, który grał na skrzypcach, i panna Zofia, nauczycielka.
Pamiętam stół, pokryty wyszywaną kapą, i olbrzymi fotel (siedzenie podwyższano dwoma poduszkami, abym mógł pisać i oglądać książki, bo panna Zofia przygotowywała mnie do szkoły). Naprzeciw moich oczu stała wielka, szklana szafa pełna cudownych książek, a między nimi właśnie trzy grube tomy ze złoconymi napisami na grzbiecie: Dramaty, Tragedie, Komedie.
Nie pamiętam, czy się czegokolwiek nauczyłem. Nie wiem, czy przebrnąłem poza pierwszą stronę elementarza z literą A i obrazkiem anioła prowadzącego dzieci po górskiej kładce, wiem tylko, że w trzech grubych książkach zobaczyłem po raz pierwszy w życiu te cudowne, drzeworytnicze ilustracje, prawdziwy teatr. Pani Zofia opowiadała mi o niebywałych sprawach, rozgrywających się na kartach książek, które napisał niejaki Szekspir.
W ten sposób poznałem Hamleta i Otella, zabłąkałem się w lesie "Snu nocy letniej", zakochałem się jak Spodek z oślą głową w Tytanii, Ofelii, Desdemonie.
Wszystkie te damy miał na obrazkach taką samą, ślicznie klasyczną twarzyczkę i boleśnie skrzywione usta.
(Pani Zofio! Odkupiłem w antykwariacie takie samo wydanie Szekspira pod redakcją Józefa Ignacego Kraszewskiego i tak samo jak Pani uczyłem moje dzieci miłości do teatru na tych wzruszających obrazkach.)
Jan Marcin Szancer: Curriculum vitae. Oficyna Wydawnicza G&P, Poznań 2015, s. 10