W sobotę, 10 stycznia, kończy się, niestety, urocza wystawa w Bibliotece Uniwersyteckiej w Poznaniu...
Szancer... to nazwisko, którego nie można nie znać. Z jego ilustracjami stykaliśmy się wszyscy od najwcześniejszego dzieciństwa, bo któż nie zna choćby "Lokomotywy"?
Albo tych książek dla dzieci:
...i dla dorosłych:
A to tylko malutka część dorobku ilustracyjnego Jana Marcina Szancera.
A oto kilka obrazków z wystawy:
A oto kilka obrazków z wystawy:


Organizatorem wystawy (przy współpracy z Oficyną Wydawniczą G&P) jest
dr Blanka Mrowicka
Opracowanie graficzne: Dariusz Grajek
Zdjęcia z wystawy wykonał Rafał Michałowski
(bardzo dziękuję za zgodę na ich publikację)
Zdjęcia okładek pochodzą ze strony Oficyny Wydawniczej G&P
Te okładki, ilustracje, to uczta dla oczu... Mam tylko dwie książki: niezapomnianą "Lokomotywę" i "Brzechwa dzieciom", więc z przyjemnością obejrzałam teraz te inne. Dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło. :-)
UsuńDla mnie ilustracje pana Szancera to zupełnie niepowtarzalne zjawisko. Mam kilka książek, kupionych tylko dla tych ilustracji, a teraz, przy okazji wystawy wzbogaciłam swój zbiór o kolejne trzy. Bardzo się z tego cieszę. :-)
Wychowałem się na ilustracjach Szancera ale jakby to źle nie brzmiało, mam wrażenie, że one przemijają wraz ze średnim pokoleniem. Dzisiaj w polskiej ilustracji dziecięcej króluje skrót na pewno mniej urokliwy ale z drugiej strony chyba dający większe pole wyobraźni.
OdpowiedzUsuńMoże to prawda, że ilustracje Szancera docierają przede wszystkim do średniego pokolenia? Musiałabym przeprowadzić testy na rodzinnych maluchach. :-)
UsuńPrawda, prawda - przede wszystkim z powodu sentymentu do czasów dzieciństwa. A wówczas to była kwestia dominacji JMS i jego łatwej do przyswojenia, niewymagającej od odbiorcy wysiłku, estetyki.
UsuńCóż, sentyment do czasów dzieciństwa to nic złego, przeciwnie. :-) Przyznaję się do niego bez bicia. :-)
UsuńDla maluchów kupiłam bajeczki (dopasowane do ich niespełna dwuletniego wieku), więc zobaczę na własne oczy, czy im się ilustracje pana Szancera spodobają. :-)
Zapewniam Cię, że dwulatkom nie zrobi specjalnej różnicy czy to są ilustracje Szancera, Boratyńskiego czy Srokowskiego, byleby tylko były wyraziste i kolorowe :-). Nam tak!
UsuńRównież jestem przywiązany do ilustracji Szancera, podobnie zresztą jak i do innych ilustratorów z dzieciństwa - np. Srokowskiego w "Królu Maciusiu". Tyle że dzisiaj są już tylko jednymi z wielu ilustratorów a nie tymi, którzy nadają ton.
Wiem, wiem, książki maluchom i ich starszemu bratu kupuję bardzo często. Ale naprawdę nie miałabym nic przeciwko temu, żeby im się te ilustracje spodobały i żeby to upodobanie pozostało na dłużej. :-)
UsuńU mnie, mimo podejmowanych prób, nie udało się wyrobić "lojalności" wobec jakiegoś jednego ilustratora, mam wrażenie to przychodzi z wiekiem i to w wieku, w którym nie jest się już adresatem ilustracji :-)
UsuńTrochę żal, prawda? Ale próby też się liczą. :-)
UsuńAch! Cudne! Ostatnio właśnie coraz częściej wymieniam książki na wydania zapamiętane z dzieciństwa właśnie ze względu na ilustracje Mistrzów. Szancera, Uniechowskiego, Butenki. Teraz dopiero doceniam jak wybitnych ilustratorów książki dziecięcej mieliśmy w latach 70-tych, 80-tych:)
OdpowiedzUsuńMnie również ogarniają ciepłe uczucia, gdy widzę na księgarnianych półkach wznowienia swoich ulubionych książek w ich zapamiętanej z dzieciństwa szacie. I też często kupuję, mimo że inne wydanie już w domu stoi. :-)
UsuńWychodzi na to, że Marlow ma rację z tym sentymentem. Ale mnie to nie przeszkadza...:-)
Miałam pięć z zaprezentowanych tu książeczek w swojej biblioteczce. Jak miło je sobie przypomnieć. Może to rzeczywiście sentyment do czasów dzieciństwa i fakt, iż był to jedyny ilustrator, ale to że niemal wszyscy ze średniego pokolenia kojarzą nazwisko, w przeciwieństwie do dzisiejszych odbiorów, dla których liczy się raczej autor no i fabuła to chyba też o czymś świadczy
OdpowiedzUsuńNo właśnie, podejrzewam, że niewielu czytelników kojarzy przywołane wyżej przez Marlowa nazwiska Boratyńskiego czy Srokowskiego (przywołując jednocześnie w wyobraźni ich ilustracje. Tu jednak podpowiedź, że Srokowski ilustrował "Króla Maciusia" może pomóc), natomiast Szancera znają i kojarzą chyba wszyscy. :-)
UsuńWłaśnie niedawno wspominałam moją wizytę w Poznaniu i Roosvelta i Bibliotekę, zaglądam do Ciebie a tu Szancer.
OdpowiedzUsuńUwielbiam go. I myślę, że się nie starzeje. Niedawno kupiłam sobie Baśnie Andersena właśnie ze względu na jego ilustracje.
Pozdrawiam Cię bardzo bardzo serdecznie. :D
Pięknie Ci dziękuję! :-) Ja także z sentymentem wspominam Twoją wizytę w Poznaniu i wspólnie spędzone chwile.
UsuńSzancer zdecydowanie łączy nas, czyli - jak to określił Marlow - średnie pokolenie. :-) Jest dla mnie ważny nie tylko jako wspomnienie z dzieciństwa, bowiem, tak jak Ty, również obecnie kupuję książki z jego ilustracjami. Ta wystawa jego ilustracji też dała mi taką możliwość, co mnie bardzo ucieszyło. Kilka dni temu, odpowiadając Bognie, zwierzyłam się, że korzystając z wystawowej okazji kupiłam trzy kolejne. Dzisiaj ta informacja może zostać uzupełniona o jeszcze dwie książki. Bardzo się z tego cieszę. :-)
Cieszę się, że zajrzałaś tutaj i pozdrawiam Cię bardzo serdecznie! :-))
Pewnie jest w tym trochę nostalgii, ale nie do końca. Czytałam przecież różne książki, a nie do wszystkich ilustracji tak chętnie wracam.
UsuńA znasz może książki o Findusie? Jeżeli nie, to bardzo polecam, ja miałam to szczęście, że koleżanka w pracy kupiła dziecku. Przeczytałam wszystkie. Piękne, piękne ilustracje. I tyle w nich akcji.
:)
Nic nie wiem o Findusie... Ale zaraz poszukam, będzie przyjemność dla mnie i dla maluchów. :-) Bardzo dziękuję za podpowiedź. :-)
UsuńMasz rację, że nie do wszystkich ilustracji się wraca, powiem nawet więcej, wielu się nie zauważa (nie wspominając o takich, które się całkiem zwyczajnie nie podobają), a Szancer to..., no, Szancer, po prostu. :-)
O kurcze, pamiętam okładkę takiej "Lokomotywy", ale nie wiem skąd. Na pewno nie miałam takiej w domu, z siostrami miałyśmy inne wydanie wierszy Tuwima, w którym była również ulubiona "Lokomotywa". Brzechwę w takim wydaniu dostaliśmy z mężem z okazji ślubu. Piękna okładka! I jeszcze chyba właśnie takie "Baśnie" Andersena mam w domu rodzinnym, ale muszę się upewnić :).
OdpowiedzUsuńParen, pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję! Dobrze jest wiedzieć, że bez Szancera ani rusz... :-)
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie! :-)