...o miejscach magicznych, gdzie wróżki czyniły czary, a szlachetni rycerze pomagali biednym.

Weekend spędziłam nad wspomnieniami Leonarda Rosadzińskiego, Poszukiwacz, czyli niezwykli ludzie i stare książki. Lekturę pięknie wydanej i bardzo bogato ilustrowanej książki trochę zakłócała mi myśl, który fragment miałabym zamieścić tutaj. Najchętniej przepisałabym całą książkę... Dlatego zdecydowałam się wpisać tu kilka pierwszych zdań, początek pierwszego rozdziału, "Początki zbierania książek", zachęcając tym samym do przeczytania całości:

Okładka
"Gdy byłem małym dzieckiem dziadek bardzo często przed snem opowiadał mi bajki i baśnie o cudownych wydarzeniach na ziemiach zamieszkałych przez krasnoludki, o miejscach magicznych, gdzie wróżki czyniły czary, a szlachetni rycerze pomagali biednym. Gdy byłem trochę starszy, snuł mi opowieści o przygodach podróżników i poszukiwaczy skarbów, którzy przemierzali nieznane krainy, poznawali tajemniczych ludzi, nieznane zwierzęta. Zapytałem dziadka, skąd zna tyle opowieści, na to dziadek przyniósł mi kilka starych książek i powiedział, że tu jest wszystko napisane. Otworzył jedną z nich pokazując mi kolorowe ilustracje. Rozbudziły one moją dziecięcą wyobraźnię i zaciekawienie książkami.
   Początki mojego zbieractwa (z pomocą dziadków) sięgają lat sześćdziesiątych XX wieku, kiedy miałem niespełna dziewięć lat..."

Leonard Rosadziński: Poszukiwacz, czyli niezwykli ludzie i stare książki. "Rosa" Dom Różności, Poznań 2014, s. 17

Leonard Rosadziński

Komentarze

  1. Faktycznie piękne wydanie, które zachęca do zagłębienia się w książkę. A skoro jeszcze jest zaopatrzone w zdjęcia to ty bardziej.
    Ogromnie lubię oglądać cudze biblioteki.
    Zaczątkiem mojej była prawdopodobnie nagroda z pierwszej klasy, później następnych i książki, które mama mi kupiła, gdy byłam w szpitalu, gdy miałam dziewięć lat, ale wcześnie doszło jeszcze "W pustyni i w puszczy", które dostała od chrzestnej z okazji przystąpienia do pierwszej komunii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, książka jest tak ładnie wydana, aż miło brać ją do ręki. Zawiera wiele ilustracji prezentujących okładki wydawnictw znanych mi i całkiem nieznanych, to tego dużo zdjęć z prywatnego archiwum autora. Dla mnie dodatkowym atutem jest miejsce, bo pan Rosadziński jest mieszkańcem mojego miasta (my się nie znamy, choć pewnie nie raz mijaliśmy się na ulicy lub w księgarniach) i wspomina miejsca, antykwariaty, które dobrze znam i osoby, które są naszymi wspólnymi znajomymi. :-)
      Nie pamiętam, która książka dała początek mojej biblioteczce. Podejrzewam, że jakaś książeczka z wierszykami - może z serii "Poczytaj mi mamo". Tych pierwszych książeczek nie mam od dawna. Mam natomiast całkiem zaczytany egzemplarz "Dzieci z Bullerbyn", który dostałam w nagrodę na koniec pierwszej klasy. Nie oddałabym go za żadne skarby. :-)

      Usuń
    2. A ja "Klechdy domowe", które dostała od mamy, jak miałam 9 lat.

      Usuń

Prześlij komentarz