Okładka |
O ile matce mojej podobali się Paziowie króla Zygmunta, bajka o Gdakaczu, Gdakuli i Gdakuleńce i ... Trędowata Mniszkówny, o tyle ojciec mój serce swoje w nierównych zresztą proporcjach dzielił między Sienkiewicza, Weyssenhoffa i Tetmajera.
Nad wszystkich autorów cenił sobie Sienkiewicza i to zwłaszcza za Trylogię (a z Trylogii za Potop). Pamiętam, że kiedyś powiedział do mnie: - Cieszę się, gdy na tyle zapomnę Trylogię, że mogę ją czytać ponownie.
Z zachwytem oboje rodzice mówili o Sobolu i pannie Weyssenhoffa, a ojciec unosił się nad pięknem noweli Weyssenhoffa Pod piorunami, noweli o księdzu, wielkim nieamatorze burzy, który - odkąd poczęli odwiedzać go unici w czasie nocy i deszczu, aby potajemnie chrzcić dzieci i zawierać śluby - polubił jednak grzmoty i pioruny. To wybohaterzenie dawnego tchórza mocno się ojcu podobało. Lubił dorastanie małych ludzi do wielkich zadać.
Zwrócił mi on również uwagę na lapidarność nowel Dąbrowskiego Śmierć i Felka.
Rodzice lubili wspólną lekturę. Gdy ojciec przychodził zmęczony z biura, zaczytywali się wspólnie w jakichś romansidłach i awanturach detektywistycznych. Matka czytała na głos, połykając słowa i gubiąc akcenty.
Oboje lubili i cenili Dumasa ojca, zwłaszcza zaś Trzech muszkieterów. I dlatego też książka ta wcześnie (o wiele za wcześnie) dotarła do moich rąk.
Gust mego ojca do Księdza Piotra Tetmajera i do Pod piorunami Weyssenhoffa świadczył jednak, że podobały mu się nie tylko romanse o pasjonującej treści, ale że lubił również utwory, których wartość nie polegała na zajmującej fabule, ale na subtelnym nastroju i delikatnym kolorycie."
Jan Sztaudynger: "Szczęście z datą wczorajszą". Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004, s. 159-160
Jan Sztaudynger (28.04.1904 - 12.09.1970) |
Komentarze
Prześlij komentarz