Ewa Karwan-Jastrzębska: "Antykwariusz"

Okładka
Znajdowali się w labiryncie zakurzonych półek, w wielkiej bibliotece pełnej starych woluminów, w miejscu, którego nie znali, i, gdyby pozostawiono im jakiś wybór, nigdy nie zdecydowaliby się poznać.[...] 
Mikołaj zbliżył się do wielkiego regału, na którym leżała tylko jedna książka, Uniósł w górę lampę, oświetlając zakurzone brzegi tomu. Lampa przygasła, lecz po chwili uwięziony w niej płomień rozświetlił półki. Leżał tam potężny wolumin pokryty skórą. 

- Musisz to zobaczyć! - zawołał Mikołaj. - Nigdy nie widziałem tak wielkiej księgi. 

Julka podeszła bliżej i delikatnie musnęła palcami jej grzbiet. W tej samej chwili księga zsunęła się z półki i z trzaskiem spadła na podłogę tuż pod stopami dziewczynki. Przez chwilę jej stronice przewracały się, jakby ktoś nie mógł się zdecydować, która z nich wybrać. Kurz opadł i dzieci ujrzały dziwny rysunek, który przedstawiał ognistego ptaka unoszącego się nad popiołem i trzymającego w dziobie jakiś kielich. 
Pod rysunkiem widniał napis: 

W cieniu skrzydeł moich starych 
Troje ludzi stoi wiecznie 
Gdy odgadniesz, kim ja jestem, 
To opieką cię otoczę i powrócisz już bezpiecznie.


- To zagadka! - zawołała Julka. - Rebus, tajemnica, zaklęcie! 
- To jakiś żart! - Mikołaj wzruszył ramionami i dodał pod nosem: - Jestem pewny, że właśnie on, ten podstępny antykwariusz nas zahipnotyzował - wymówił z trudem to słowo - i teraz myśli, że w to wszystko uwierzymy.
Odwrócił jednak kolejną stronę, był bowiem ciekaw, czy jest tam więcej takich zagadek. Jakież było jego zdumienie, kiedy odkrył, że karty księgi są puste! Wszystkie, co do jednej. Teraz już razem przerzucali je gorączkowo, nie mogąc uwierzyć, że tak wielki tom ma tylko jeden rysunek i cztery linijki tekstu.
Julka klęczała na podłodze, wpatrując się w starannie wykaligrafowane słowa. 
- Mam przeczucie, że odpowiedź na to pytanie znajdziemy na innej półce. - I nie wahając się ani chwili, ruszyła w stronę kolejnego regału. Tym razem półki zajęte były przez bibliotekę starych książek wydanych dawno temu, ale przez tę samą oficynę. 
- De hominibus doctis... Farmacopea Firenze... Comucopiae... - Mikołaj, który szybko znalazł się u boku siostry, czytał półgłosem łacińskie tytuły, wodząc palcem po zakurzonych grzbietach. 
- Nic nie rozumiem - poskarżył się, stukając palcem w grzbiety starych ksiąg. 
Jedno jest pewne - Julka zmarszczyła brwi i potarła czoło - Pewne jest, że gdy odgadniemy tę tajemnicę, to uwolnimy się z labiryntu ksiąg. Szczerze mówiąc, chciałabym tu kiedyś wrócić - dodała, patrząc tęsknie na ściany pełne woluminów. 



Ewa Karwan-Jastrzębska: "Antykwariusz". Egmont, Warszawa 2006, s. 19-22

Komentarze