I nazwał ten pokój księgarnią

Myślę, że jeśli chodzi o wychowanie, oddziaływanie domu, to, czym się w nim nasiąka, ważną rolę pełni także domowa biblioteka. To jest coś, co także jakoś nas naznacza - to, co czytamy, też stanowi o tym, kim jesteśmy. Powiedz mi, jaki księgozbiór był w twoim domu?

Przede wszystkim książek było strasznie dużo. Ściany były wypełnione książkami, ułożonymi w określonym porządku. Były tam także książki niemieckie, mojego ojca, głównie medyczne.
[...]
Ale w ogóle do książek bardzo mnie ciągnęło. Więc po prostu założyłem sobie własną bibliotekę.

Kiedy?

Musiałem mieć dziesięć, dwanaście lat, więcej na pewno nie. W końcu dostałem nawet szafę na to. Prowadziłem ten księgozbiór pewnie w nudny sposób, zbyt skrupulatnie. To były książki, które lubiłem, które przeczytałem. Sam je oprawiałem w obwoluty z takiego szarego papieru, numerowałem na okładce i prowadziłem swój katalog. Było tego paręset. Jak na mnie to było dużo. Jeszcze o wiele później, kiedy już byłem na studiach, strasznie ich pilnowałem, zależało mi na tym. Znałem je wszystkie, wiedziałem jak są ułożone. 
[...]
Później, kiedy już mnie było na to stać, książki, które bardzo lubiłem, często kupowałem w dwóch egzemplarzach: jeden trzymałem w domu, w Krakowie, drugi przywoziłem tutaj, do Kościeliska. W tej naszej chacie góralskiej jest taki osobny pokoik, obłożony cały książkami. Góral, który tutaj czasem przychodzi dopilnować domu, kiedy pierwszy raz tu przyszedł, zobaczył to i złapał się za głowę. - "Nigdy w życiu tyle książek nie widziałem!". I nazwał ten pokój księgarnią. Od tego czasu wszyscy tak mówimy na ten pokój, w którym właściwie nikt nie mieszka, bo jest zapełniony książkami, ale - jak wiesz - przyzwoicie, nie jest to jakaś rupieciarnia...


Słuch absolutny. Andrzej Szczeklik w rozmowie z Jerzym Illgiem. Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, s. 42-44

Komentarze