Jakże to miło uciec myślą od rozczarowań naszego życia...

Okładka
"W końcu ogrodu, nad wodą, kazał sobie wybudować altankę specjalnie po to, żeby w lecie pić w niej piwo dla ochłody, a jeżeli pani lubi ogrodnictwo, będzie mogła...
     - Moja żona wcale się ogrodem nie zajmuje - wtrącił Karol - i choć zalecają jej ruch, woli całe dnie spędzać w swoim pokoju na lekturze.
     - To tak jak ja - zauważył Leon - bo rzeczywiście, czyż może być coś milszego, jak siedzieć z książką wieczorem przy kominku, podczas gdy wiatr bije w szyby, a w pokoju pali się lampa?
     - Prawda? - powiedziała Emma, wlepiając weń czarne, szeroko otwarte oczy.
     - Nie myśli się wówczas o niczym - ciągnął Leon - i tak mijają godziny. Nie ruszając się z miejsca człowiek przechadza się się po krajach, które widzi oczyma duszy, i fantazja wplatając się w baśń igra ze szczegółami lub biegnie za głównym wątkiem. I zdaje się nam, że sami jesteśmy bohaterami tych opowieści, że pod ich szatą biją nasze serca.
     - O! To prawda! To prawda! - powtarzała.
     - Czy zdarzyło się pani kiedy - spytał Leon - spotkać w jakiejś powieści myśl, która i pani błysnęła, jakiś zamglony obraz, który wraca z daleka, odnaleźć jasno wyłożone, własne, najtajniejsze uczucia?
     - O tak, doznałam tego - przytwierdziła.
     - Dlatego też - ciągnął - najwięcej lubię poetów, wiersze wzruszają bardziej niż proza i rzewniej się nad nimi płacze.
     - A jednak nużą po pewnym czasie - podjęła Emma - i teraz, przeciwnie, przepadam za powieściami, które czyta się jednym tchem, które budzą lęk i niepokój. Nie znoszę pospolitych bohaterów i przeciętnych uczuć, takich jakie się spotyka w życiu.
     - Istotnie - przytaknął pisarz notarialny - zdaje mi się, że dzieła takie, nie wzruszając czytelnika, rozmijają się z prawdziwym celem sztuki. Jakże to miło uciec myślą od rozczarowań naszego życia do tych szlachetnych charakterów, do tych czystych uczuć, do obrazów prawdziwego szczęścia. Co do mnie, żyję z dala od świata i jest to moja jedyna rozrywka. Ale w Yonville jest tak mało możliwości!
     - Zapewne tak jak w Tostes - dodała Emma - toteż byłam zawsze zaabonowana w czytelni.
     - Jeśli zechce pani skorzystać z mej biblioteki - wtrącił aptekarz, który dosłyszał ostatnie jej słowa - mam do jej dyspozycji księgozbiór złożony z najlepszych autorów: Voltaire'a, Rousseau, Delille'a, Walter Scotta, z "Echa Felietonów", itp."

Gustaw Flaubert: "Pani Bovary". Państwowy Instytut Wydawniczy, 1976, tłum. Aniela Micińska, s.114-115
 
Emma Bovary... woli całe dnie spędzać w swoim pokoju na lekturze..
Fragment okładki z wydania Oxford University Press (2008)
 

Komentarze