Pozwólmy, by nasze książki podróżowały...

W zeszłym tygodniu pisałem o moich ulubionych książkach. Tak naprawdę nie mam ich wiele. Kilka lat temu dokonałem w życiu paru ważnych wyborów, kierując się zasadą: maksimum jakości, minimum przedmiotów. Nie oznacza to wcale, że wybrałem życie zakonne - wręcz przeciwnie, gdy nie mamy potrzeby posiadania niezliczonej liczby przedmiotów, zyskujemy ogromną wolność. [...] 
Wracając do tematu, postanowiłem zatrzymać w swojej bibliotece jedynie 400 książek, niektóre z powodów sentymentalnych, inne dlatego, że często do nich wracam. Przyczyn tej decyzji było wiele, między innymi smutna refleksja, która nachodzi mnie, gdy widzę księgozbiory pieczołowicie gromadzone przez lata, sprzedawane potem na kilogramy, bez żadnego szacunku. Poza tym po co gromadzić w domu opasłe tomy? Żeby pokazać znajomym, jaki jestem oczytany? Żeby ozdobić ściany? Kupione kiedyś książki bardziej przydadzą się w bibliotece publicznej niż u mnie w domu.

Dawniej mogłem się usprawiedliwiać, że potrzebuję ich do sprawdzania różnych informacji. Jednak dziś, gdy czegoś szukam, włączam komputer, wprowadzam hasło i mam przed oczami całą listę. To Internet, największa biblioteka na tej planecie.

Oczywiście nadal kupuję książki - nie zastąpi ich żadna elektroniczna forma. Teraz jednak każdą przeczytaną książkę puszczam w obieg - daję komuś lub zanoszę do biblioteki publicznej. Nie chodzi mi o ratowanie lasów czy o gest hojności. Po prostu wierzę, że każda książka ma do przebycia pewną drogę i nie można pozwolić, żeby bezużytecznie stała na półce. [...] 
Pozwólmy więc, by nasze książki podróżowały, by dotykały ich inne ręce, by cieszyły cudze oczy. Gdy piszę te słowa, przypomina mi się fragment wiersza Jorge Luisa Borgesa o książkach, których pisarz już nigdy nie otworzy. [...]

Jest taki wiersz Verlaine’a, którego nigdy nie pamiętam.
Jest takie lustro, które mnie już nigdy nie zobaczy.
Są takie drzwi zamknięte aż po koniec świata.
Wśród książek w mojej bibliotece
Są takie drzwi, których nigdy już nie otworzę.

Rzeczywiście, mam wrażenie, że wśród rozdanych przeze mnie książek wiele jest takich, których bym już nigdy nie otworzył. Wciąż pojawiają się nowe, interesujące rzeczy, a ja uwielbiam czytać. To wspaniałe, że ludzie mają biblioteki. Zwykle pierwszy kontakt dziecka z książką powodowany jest ciekawością na widok oprawionych tomów z ilustracjami, pełnych liter. Cieszę się także z tego, że rozdając autografy, spotykam czytelników, którzy przynoszą podniszczone egzemplarze książek pożyczanych kilkunastu osobom. To znaczy, że książka podróżowała, tak jak podróżowały myśli autora, gdy ją pisał.

Paolo Coelho - O książkach i bibliotekach. W zbiorku: Być jak płynąca rzeka. Świat Książki 2013, s. 91-94, przekład - Zofia Stanisławska

Komentarze

  1. Dziękuję Ci za ten post, a Coelho za inspiracje. Zdopingował mnie do zrobienia porządku w książkach. Pomyślę, które zostawię sobie, które przekażę, po konsultacjach, dzieciom, a które puszczę w świat. Zacznę od spisu, to musi poczekać, aż upały się skończą :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też zdopingował. :) Nie wiem, czy te 400 książek to jakaś realna biblioteczka w moim przypadku. Nawet nie dlatego, że mam mniej lub więcej tych ulubionych, ale z kilku tysięcy zejść do 400 to wyczyn i to długodystansowy. Chociaż trudno odmówić Coelho racji... książki tylko wtedy żyją, gdy ktoś je czyta... Muszę pomyśleć... :)

      Usuń

Prześlij komentarz