...żeby napisać powieść, powinno się chodzić do kiosku i przeglądać sprzedawane tam zeszyty z reprodukcjami dzieł sztuki.

  Kilka lat poświęciłem na lekturę rękopisów, które przekazywali mi wydawcy (niekiedy także ci ważni), ponieważ składanych tekstów nikomu nie chciało się u nich czytać. Płacili pięć tysięcy lirów za rękopis. Spędzałem całe dnie wyciągnięty na łóżku, czytając jak opętany. Potem, aby zniszczyć nieostrożnego autora, redagowałem dwustronicową opinię pełną sarkazmu najwyższej próby. W wydawnictwie wszyscy oddychali z ulgą. Pisali do lekkomyślnego, że im przykro, ale muszą odmówić, i na tym koniec. Czytanie rękopisów, które nigdy nie zostaną opublikowane, może okazać się zawodem. [...]
  Marzyłem o tym, o czym marzą wszyscy przegrani: napiszę kiedyś książkę, która przyniesie mi sławę i bogactwo. Chciałem się nauczyć, jak zostać wielkim pisarzem, i zatrudniłem się nawet jako murzyn (albo ghost writer, jak mówi się dzisiaj ze względu na polityczną poprawność) u autora powieści kryminalnych, który z kolei - żeby dobrze się sprzedawać - używał amerykańskiego nazwiska na wzór aktorów ze spaghetti westernów. Pięknie było pracować w cieniu, za dwiema kurtynami (za Innym i innym nazwiskiem Innego).
  Pisanie czyjegoś kryminału jest łatwe, wystarczyło naśladować styl Chandlera, a w ostateczności Spillane'a. Próbując jednak spłodzić coś własnego, stwierdzałem, że aby opisać kogoś lub coś, sięgam do literatury. Nie byłem zdolny powiedzieć, że ktoś spaceruje w bezchmurne, jasne popołudnie; mówiłem, że spaceruje "pod niebem Canaletta". Uświadomiłem sobie później, że robił tak również D'Annunzio. Aby oznajmić, że niejaka Constanza Landbrook ma pewne zalety, pisał, że wydaje się ona istotą stworzoną przez Thomasa Lawrence'a; w przypadku Eleny Muti zauważał, że jej rysy przypominają niektóre profile pędzla młodego Moreau, a w związku z Andreą Sperellim - że przywodzi na myśl portret nieznanego szlachcica z Galerii Borghese. I tak, żeby napisać powieść, powinno się chodzić do kiosku i przeglądać sprzedawane tam zeszyty z reprodukcjami dzieł sztuki.
D'Annunzio był złym pisarzem, ale to nie znaczy, że miałem nim być także ja. Starając się uwolnić od nałogu cytowania, postanowiłem przestać pisać.

Umberto Eco: Temat na pierwszą stronę. Noir sur Blanc, Warszawa 2015, s. 16-18. Tytuł oryginału: Numero Zero, tłumaczenie: Krzysztof Żaboklicki


Komentarze

  1. O, dziękuję Ci za info, że taka książka wyszła, przegapiłam ją.
    Z przyjemnością przeczytam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło. Życzę Ci interesującej lektury! :)

      Usuń
  2. Droga Renatko,zaglądam tutaj do Ciebie dość często, ale w tym roku po raz pierwszy, więc proszę, przyjmij nieco spóźnione życzenia noworoczne - dużo zdrowia, pięknych, ciekawych książek i aby wszystko, czego pragniesz, spełniło się. :) Wszelkiej pomyślności!
    Mirka (Akrim)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Droga Mireczko, bardzo mi miło! Ja także życzę Ci wszystkiego dobrego w nowym roku. Niech się spełnią Twoje marzenia, a w ich miejsce niech pojawiają się nowe, bo życie bez marzeń by było smutne i niepełne.:)

      Usuń
  3. Maniera D'Annunzia jest mi chyba bliższa niż się obawiałam... Nawet kiedy patrzę na coś - miejsce, krajobraz - bezwiednie tworzą mi się takie takie myślowe porównania, jakieś "nieba vermeerowskie", już nawet na przydrożne osty nie potrafię patrzeć bez kalki bodiaków Stanisławskiego ;)
    Świetne! Na razie nie przyjmę jeszcze rozwiązania, które tu się w zakończeniu proponuje, jako że dopiero wróciłam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja chętnie usunę to ostatnie zdanie... :)

      A poważniej, wiesz, wydaje mi się, że większość z nas patrzy na świat przez pryzmat swoich doświadczeń, lektur i doznań. Porównujemy, myślimy skojarzeniami... i to jest dobre, ciekawe; zwłaszcza wtedy, gdy podobne skojarzenia ma bliska nam osoba.
      Wierzę, że pan Eco jest podobnego zdania, choć swojemu bohaterowi kazał myśleć inaczej... :)

      Usuń
  4. Bohater może i tak postanowił, może nawet to zrobił (nie czytałam tej książki Eco (z kilku przeczytanych nadal zachwycam się Imieniem róży), ale autor jednak pisze nadal. I chyba dobrze. Ja mam słabość do opisów malarskich - miała włosy koloru dojrzałego zboża, albo suknia jej mieniła się blaskiem purpury zachodzącego słońca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście, i niech pisze jak najdłużej. "Imię róży" - o tak. Moje pierwsze i najciekawsze spotkanie z panem Eco, od tamtego czasu większe wrażenie niż ta powieść zrobiła na mnie tylko jego (pana Umberto) biblioteka domowa. :)
      Jeżeli nie widziałaś tych zdjęć, to zapraszam tu: http://booklips.pl/zestawienia/8-slynnych-bibliofilow-oraz-ich-domowe-biblioteki/
      W każdej z zaprezentowanych ośmiu bibliotek domowych mogłabym spędzić "nieco" czasu. :)

      A opisy malarskie w literaturze..., kiedyś pomijałam, pędząc przez książki w ekspresowym tempie, byle jak najszybciej do finału. Teraz lubię się zatrzymać, zobaczyć taki opisany obiekt oczyma wyobraźni. Czasami podoba mi się to, co widzę, innym razem wcale, ale czytanie jest bardziej inspirujące. :)

      Usuń
  5. Zajrzałam, chętnie bym się tam zatrzymała na dłużej, ale czy bym chciała zamieszkać- nie wiem. Myślę, że poziom mojej frustracji z powodu niemożności przeczytania choć jednej dziesiątej z tych zasobów byłby porażający, skoro nawet ta którą mam przerasta moje możliwości czytelnicze. :) Ale miło wspominam też Eco eseje Zapiski na pudełku od zapałek i esej O bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obie książki i ja przeczytałam z przyjemnością.
      Moja biblioteka domowa też przerasta moje możliwości, nie zmienia to jednak faktu, że bardzo lubię oglądać cudze. :)
      Wiesz, mnie się marzy magiczna biblioteka, złożona z dwóch pomieszczeń: w jednym niewyczerpane zasoby - tam wchodziłabym tylko po to, by w nich buszować, w drugim by były magiczne regały, które zmieniałyby swoją pojemność stopniowo, w miarę stawiania w nich kolejnych przeczytanych tomów. Dzięki temu nie straszyłyby pustymi półkami, gdy ogarnie mnie czytelnicza niemoc, i nie powodowałyby frustracji pod hasłem "gdzie ja to upchnę?". W pierwszym pomieszczeniu szukałabym lektury, w drugim ustawiałbym te przeczytane książki, które chciałabym zatrzymać na dłużej... Uf, chyba za bardzo puściłam wodze wyobraźni. :)

      Usuń

Prześlij komentarz