Chłonęła je, rozkoszując się każdym zapisanym w nich słowem...

Światło pracowni zawsze było nasycone i czyste, nawet wtedy, gdy słońce przestawało zaglądać do środka przez okna i chowało się za węgłem domu. Pomieszczenie zdawało się promieniować nawet w nocy, kiedy nad wzgórzami i przycupniętą między nimi doliną zapadała ciemność, przykrywając wszystko miękkim całunem szarości i wyciszenia.
To tutaj pani Lu nauczyła Josephine czytać. Tu przynosiła z biblioteki książki z wytłoczonymi złotymi literami nazwiskami ich autorów: Coopera, Dumasa, Dickensa, Poego. Ich okładki były powyginane, kartki pokryte ciemnymi plamami pleśni, ale Josephine zawsze dotykała ich z szacunkiem, upewniwszy się najpierw, że ma czyste ręce. Chłonęła je, rozkoszując się każdym zapisanym w nich słowem, swym kolejnym małym zwycięstwem. I sama pisała litery, starannie odwzorowywała ich kształty na kartkach papieru, które zaraz potem wrzucała do ognia. Kilka takich sekretnych kartek jednak zachowała i przemyciła pod spódnicą do swojego pokoju na poddaszu.
- Tylko ani słowa panu - powtarzała szeptem dziedziczka. - Obie miałybyśmy poważne kłopoty.

Tara Conklin - Służąca, Świat Książki, Warszawa 2015, s. 52, przekład: Justyna i Sławomir Studniarz

Komentarze

  1. Brzmi bardzo interesująco! Czy polecasz tę lekturę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze jestem w trakcie lektury... Ale ten fragment "musiałam" dać od razu. :)

      Usuń
  2. rozumiem :). Będę czekać zatem aż przeczytasz.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz