Nie czyta się bezkarnie bzdur...

  Były to czasy upadku dawnej powieści klasycznej, która z Klelii* stała się tylko Lodoiską*, zawsze szlachetna ale coraz bardziej wulgarna, a stoczywszy się od panny de Scudéry do pani Barthélemy-Hadot i od pani de Lafayette do pani Burnon-Malarme*, rozpalała tkliwe serca stróżek paryskich i czyniła nawet pewne spustoszenia na przedmieściach. Pani Thénardier miała akurat tyle inteligencji, aby rozczytywać się w tego rodzaju książkach. Karmiła się nimi; topiła w nich cały swój zdrowy rozsądek; dlatego to kiedy była bardzo młoda, a nawet nieco później, wydawała się zawsze zamyślona przy boku męża, hultaja obdarzonego pewną dożą inteligencji, rozpustnika niepozbawionego wykształcenia, człowieka gruboskórnego i przebiegłego zarazem, który rozczytywał się w powieściach Pigault-Lebruna, ale we wszystkim, "co się tyczy płci", jak zwykł był mawiać w swoim żargonie, by skończonym chamem. Żona była młodsza od Thénardiera o jakieś dwanaście czy piętnaście lat. Z czasem, kiedy romantycznie rozpuszczone włosy zaczęły siwieć i Pamela* przemieniła się w Megierę, Thénardierowa stała się już tylko grubą i złą kobietą, która nałykała się głupich romansideł. Nie czyta się bezkarnie bzdur. Skutek tej lektury był taki, że starsza jej córka miała na imię Eponina. Młodsza, biedaczka, omal nie została Gulnarą. Powieści Ducray-Duminila*, która szczęśliwie odwróciła uwagę jej matki, zawdzięczała, że nazwaną ją tylko Anzelmą.


* Klelia - bardzo popularna w swoim czasie powieść pisarki francuskiej Madeleine de Scudéry (1607-1701) o naiwnej sentymentalnej akcji (dziejącej się w Polsce).

* Lodoiska - bardzo popularna w swoim czasie komedia bohaterska w trzech aktach, libretto Fillette-Loreau, muzyka Cherubiniego.

* Marie-Adélaide Barthélemy-Hadot (1763-1821) i Charlotte de Bournon-Malarme (1753-1830) - powieścioisarki francuskie, autorki bardzo płodne, ale pozbawione talentu. Marie Madeleine de Lafayette (1634-1693) - powieściopisarka francuska, autorka głośnej powieści psychologicznej Księżna de Clèves (La Princesse de Clèves). 

* Pamela - bohaterka sentymentalnej i bardzo popularnej w swoim czasie powieści pisarza angielskiego Richardsona (1689-1761)

* François-Guillaume Ducray-Duminil (1761-1819) - popularny w swoim czasie pisarz francuski, autor licznych powieści, łączył awanturniczą akcję swoich utworów z romantyczną nastrojowością.


Wiktor Hugo: Nędznicy. Tom 1. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1962, s. 207-208, przypisy s. 544-545, przełożyła Krystyna Byczewska

Komentarze

  1. Święte słowa - nie czyta się bezkarnie bzdur... niestety.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem już co lepsze, czytać bzdury, czy nie czytać wcale. Od wydania "Nędzników" minęło ponad 150 lat i niewiele się zmieniło. No, może zamiast czytać bzdury, część "czytelników" przerzuciła się na filmy i seriale wątpliwej jakości.
    Czytelnictwo kurczy się, zostają tylko "fanatycy".
    I pewnie dlatego dzisiaj w całej Polsce pierwsza akcja - Noc Bibliotek :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, biblioteki wzorem muzeów zapraszają do siebie na nocne "zwiedzanie". Może ta akcja przyjmie się tak jak ta muzealna?

      Usuń
    2. Zdecydowanie lepiej nie czytać wcale. Kiedyś uważałam inaczej, ale primo, nie istnieje automatyczne przejście z poziomu powieści dla "panien służących"/ literatury kobiecej (tej sięgającej dna) do dobrej literatury, secundo - zła i głupia literatura może wypaczyć i ogłupić co bardziej naiwny umysł, natomiast życie, uczestniczenie w życiu, praca i obserwowanie życia, miasta, ludzi, przyrody, zachowań - jeśli trafi na podatny grunt może być tylko korzystne i nie ogłupi na pewno. A przynajmniej spadnie liczba produkowanych pseudoksiążek. Taka przekorna teza ;-)

      Usuń
    3. Przekonałaś mnie, popieram Twoją tezę :-))

      Usuń
    4. Ado, dla mnie Twoja teza wcale nie jest przekorna, uważam, że masz rację. Realne życie jest lepsze od wymyślonych bzdur. Jeżeli ktoś tylko po takie ogłupiające książki sięga, to lepiej, żeby nie czytał wcale. Korzyść by była nie tylko dla niego, ale i dla szeroko pojmowanego rynku wydawniczego; gdyby ludzie nie czytali (nie kupowali!) bzdur, to powstawało by ich mniej. Niestety, obecnie nie tylko łatwo trafić na złą powieść, równie łatwo ją wydać. Parafrazując znany tekst Jonasza Kofty, świetnie zinterpretowany przez Jerzego Stuhra, "pisać każdy może", ale zdecydowanie nie każdy powinien. A będzie, póki znajdą się chętni nabywcy i czytelnicy.

      Usuń
  3. Czytać tak w ogóle. Ale na gust czytelniczy trudno wpływać. Gdyby nie pisano bzdur nie czytano by ich, ale z drugiej strony zapotrzebowanie na bzdury jest tak ogromne, że o piszących je nie trudno.
    Widać to wyraźnie dzisiaj....wiele książek to stek bzdur, które na dodatek wypaczają swoim głównie młodym czytelniczkom spojrzenie na życie i jego sens. .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, gdyby nie pisano bzdur, to by ich nie czytano. Można zresztą spojrzeć na sprawę z drugiej strony, gdyby nie czytano bzdur (i nie kupowano ich), to by nie było chętnych do pisania wciąż nowych...
      Dotyczy to zresztą nie tylko książek, ale i prasy...

      Usuń
  4. Zdecydowanie popieram przedmówczynie, lepiej nie czytać wcale, niż czytać bzdury. Ale przyznaję także, że jeszcze do niedawna wcale tak nie uważałam, wydawało mi się, że może lepiej ćwiczyć umysł czytaniem, niż nie ćwiczyć szarych komórek, tymczasem tok mojego rozumowania był złudny, bo co to za ćwiczenie szarych komórek poprzez czytanie li tylko miałkich powieścideł.
    Takie właśnie wydanie Nędzników eksponowane jest w Domu Wiktora Hugo przy Placu Vosges. Stąd pewnie mam doń sentyment, choć sama posiadam wydanie z mało ciekawymi filmowymi okładkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu, tak jak fragment z "Nad Niemnem" był ze specjalną dedykacją dla Ady i Bogny, tak ten - z "Nędzników", Twojej lektury powrotów - jest ze specjalną dedykacją dla Ciebie. :-)

      To wydanie "Nędzników" było u nas w domu od lat, "wychowały" się na nim trzy pokolenia domowników i cieszę się, że rodzice pozwolili mi wziąć ten egzemplarz podczas przeprowadzki. Ja też mam do niego sentyment. Miło wiedzieć, że zwiedzający Dom Wiktora Hugo mogą go zobaczyć. :-)

      W kwestii czytania bzdur jesteśmy zgodne, przepraszam - zgodni, bo Marlow jako pierwszy zareagował tak samo. :-)
      Kiedyś wydawało mi się, że jeżeli ktoś wypożycza z biblioteki tylko literaturę najniższych lotów, to sam fakt, że w ogóle czyta, daje jakąś szansę bibliotekarkom. Niestety, to chyba tak nie działa...

      Usuń
  5. Paren,

    Dla "Nędzników" miałam przeznaczyć marzec, niestety nie wyszło, bo zaczęły spływać książki zamówione w bibliotece miejskiej i tak to trwa do teraz, a klasyk czeka na półce. Na szczęście to książka mojej mamy, więc mogę trzymać bez końca. Chciałabym jednak przeczytać ja w tym roku. Mam nadzieję, że się uda.

    Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to nasz największy problem - czasu mamy znacznie mniej niż książek, które chcielibyśmy przeczytać.
      Dobrze, że "Nędznicy" mogą na Twojej półce poczekać na swoją kolej. Życzę Ci miłej lektury i pozdrawiam Cię serdecznie. :-)

      Usuń
  6. Dziękuję za osobistą dedykację, czuję się wyróżniona. Sam fakt, że ktoś czyta Nędzników, czy Hugo jest dla mnie budujący, a jeśli jeszcze sprawia mu to przyjemność to jestem jednocześnie zaskoczona i uradowana. A co do tego czytania bzdur (li tylko, dodaję li tylko, bowiem każdemu zdarza się zapewne od czasu do czasu popełnić grzech przeczytania, a nawet grzech zauroczenia jakąś większą czy mniejszą bzdurką) to myślę, że ten kto je czyta nie daje szansy przede wszystkim sobie. Pozdrawiam z lekkim opóźnieniem odpowiadając z powodów wiadomych..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi! :-)
      Tak, od czasu do czasu każdemu zdarza się przeczytać coś "z najniższej półki", problem pojawia się wtedy, gdy czyta się wyłącznie takie książki. Masz rację, że przede wszystkim sobie nie daje się wtedy szansy...
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń

Prześlij komentarz