Old Shatterhand i Winnetou okazali się znacznie bardziej popularni wśród uczniów od Fausta...

Z tego, co wiedział, Karol May był najbardziej poczytnym niemieckim pisarzem - zazwyczaj ku źle ukrywanej irytacji nauczycieli. Według nich mali chłopcy, również tacy z dalekich fiordów w Vestlandet, powinni czytać Goethego i Schillera, być może też coś bardziej współczesnego, na przykład Heinricha Heinego, ale doprawdy, nie takiego prostackiego autora piszącego o Dzikim Zachodzie, który zresztą nigdy nawet nie postawił stopy w Ameryce.
Tym niezwyklejsze się wydawało, że zarówno on i jego bracia w Kristianii, jak i Hassan Heinrich tu, daleko na południu w Afryce, trafili na nauczycieli o tych samych, radykalnie nowoczesnych poglądach na temat wychowania chłopców i literatury. Pan Mortensen z Kristianii przemycił Syna Łowcy Niedźwiedzi Karola Maya jako literaturę uzupełniającą w ramach nauki niemieckiego, a Old Shatterhand i Winnetou okazali się znacznie bardziej popularni wśród uczniów od Fausta. Nie chodziło tylko o to, że słówka były łatwiejsze. Czytając przeskakiwało się z linijki na linijkę, a poza tym chodziło o coś ekscytującego i zrozumiałego, gdy zaś natrafiało się na nieznane słówka, sprawdzało się je ze znacznie większym zainteresowaniem niż w przypadku Fausta. Poza tym, jeśli chodzi o tego ostatniego, to istniało ryzyko, że nie zrozumie się sprawdzanego słowa nawet po norwesku.

Jan Guillou: Bracia z Vestland. Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2013, s. 257-258, przekład: Anna Krochmal i Robert Kędzierski

Komentarze

  1. O!! Przypomniałaś mi Karola Maya :-)
    Jego książki stoją u mnie na półce, a był tak popularny w czasach NRD, że będąc w Dreźnie skusiłam się na zwiedzenie jego muzeum w Radebeul :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za to wspomnienie. Nie wiedziałam, że Karol May miał swoje muzeum. Ciekawe, czy jeszcze istnieje? :-)

      Usuń
  2. A ja się chłopcom nie dziwię, każda lektura ma swój czas i bombardowanie literaturą poważną dzieciaki może je tylko zniechęcić. Jako jedno z milszych przeżyć z podstawówki wspominam wizytę w kinie na Winnetou, kiedy wróciwszy do szkoły idąc korytarzem wyobrażałam sobie, że to ja jestem tą piękną indiańską dziewczyną w czerwonej sukience, a zaraz zza rogu na białym koniu wyjedzie sam wódz Apaczów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-)
      Ja też się chłopakom nie dziwię. Sama jako dziecko oglądałam filmy z przyjemnością, a już w liceum czytałam o przygodach Winnetou, ćwicząc przy okazji nie tylko język, ale i gotyk. :-)

      Usuń

Prześlij komentarz