Tam jest dom mój, gdzie książki moje...

Biblioteki publiczne nie są po to, by zastępować zbiory prywatne. Są po to, aby w nich czytać książki niedostępne, czy wyczerpane, książki, których posiadanie przekracza potrzeby, czy możliwości, albo zainteresowania czytelnika. Książki miłe sercu i rozumowi należy mieć na własność, by móc witać się z nimi i widywać kilka razy na tydzień, wyjmować je z półek, brać do rąk, wertować, przerzucać oczami, czytać znowu, za każdym razem inaczej. Nie trzeba mieć księgozbiorów idących w setki pozycji, wystarczy mieć sto książek, nawet pięćdziesiąt, ale szczególnych, swoich. Kto nie ma pięćdziesięciu własnych książek, jest człowiekiem niedocywilizowanym.
Nie ma piękniejszej dekoracji pokoju, niż rząd własnych książek, nie ma milszego mebla, niż półka z książkami, nie ma przyjaciół wierniejszych, nie ma spowiedników bardziej cierpliwych, nie ma bardziej oddanych kompanów w chwilach choroby, czy bezsenności, czy samotności, niż książki. Tam jest dom mój, gdzie książki moje, w nich różnica między hotelowym pokojem a mieszkaniem. Dlaczego Polacy nie zbierają ksiązek?

Marian Hemar: Awantury w rodzinie. Toast. Nakładem Polskiej Fundacji Kulturalnej, Londyn 1967, s. 197-198

Komentarze

  1. Masz dar wyszukiwania takich cytatów, po przeczytaniu których zastanawiam się: czemu nie ja to powiedziałam?! Przecież to moje słowa!
    Ostatnio coraz częściej korzystam z bibliotecznych zbiorów, niestety. Ceny książek... ach, dżentelmeni przecież nie rozmawiają o tym ;-) Mam szczęście, że moja pobliska wiejska biblioteka pozwala mi na wiele, mogę trzymać te starocie ile zechcę (i tak ich nikt nie czyta...). Ostatnio tak czytuję wspaniałą "Smugę światła" Jastruna. Ale to dygresja. Na szczęście mam też mój własny zbiór tych podstawowych, najważniejszych dla mnie książek-przyjaciół. Trochę też brak miejsca już na więcej... a ograniczanie się nie leży w mojej naturze i cierpię. Ot, takie wyznanie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo jakże tu się ograniczać, jeśli chodzi o książki;-) z najgłębszym przekonaniem podpisuję się pod zdaniem- tam jest dom mój, gdzie książki moje. Choć, niestety! myślę, że, drogie Paren i Ado, z takim podejściem jesteśmy w zacnej, ale jednak mniejszości. Choć właściwie nie ubolewam nad tym. Myślę raczej z ogromnym współczuciem o ludziach, którzy nigdy nie doświadczą radości, ba rozkoszy czytania.

      Usuń
    2. ~Ada: bardzo Ci dziękuję. :-) Cytaty, które tu zamieszczam, pochodzą niemal wyłącznie z aktualnie czytanych ksiązek, dlatego kolejne wpisy pojawiają się tak nieregularnie. Mój "pech" polega na tym, że pracuję w bibliotece, możesz sobie wyobrazić, jak to wygląda... spod stosika to ja się nie wygrzebię chyba do końca życia. :-) A własne książki cierpliwie czekają na przeczytanie. Dziękuję za wskazanie "Smugi światła", już trafiła na moją listę do czytania. :-)

      ~Ada i Monika: macie rację, ograniczanie się w kwestii książek jest bolesne. Ale niekiedy nie ma innego wyjścia, kiedy za nas decydują warunki mieszkaniowe lub te, które nigdy nie stają się tematem rozmów dżentelmenów. :-) Dlatego bardzo mi się spodobało to, co Hemar napisał o wielkości domowej biblioteczki - nie ilość a jakość. Nie wszystko, bo wszystkiego mieć nie można, tylko to, co najważniejsze... Usunąć to, co może bardziej przydać się innym, zostawić to, bez czego obejść się trudno... Do takiego kształtu domowej biblioteczki zmierzam, wyznam jednak ze skruchą, że jest to droga przez mękę. :-)

      Usuń
  2. "Kto nie ma pięćdziesięciu własnych książek, jest człowiekiem niedocywilizowanym" - niestety, ale takich niedocywilizowanych (ogromnie podoba mi się to słowo) osób widuję coraz więcej. Chwalą się wielkimi zbiorami płyt DVD, kolekcją win i koniaków, ogromnym telewizorem, a książek u nich nie widać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to słowo bardzo się podoba. :-)
      Niestety, masz rację - osób, dla których książka jest ważnym domownikiem oraz niezbędnym składnikiem codziennego życia, jest coraz mniej. No, cóż. Sami nie wiedzą, co tracą...

      Usuń
  3. W bibliotece wyszukuję książki, czytam je, testuję, a potem często się zdarza, że taką książkę muszę mieć, aby do niej wracać, wertować, zaznaczać cytaty. Właściwie nie wiem, po co, bo rzadko je później wykorzystuję, jak raz opublikuję wpis na temat książki rzadko do niego wracam ponownie. Ale lubię sama dla siebie "pogadać" z kimś bliskim.
    Co do bibliotek domowych, to muszę się przyznać, iż kiedy jestem po raz pierwszy u kogoś lustruję jego bibliotekę, a jeśli jej nie znajduję, albo widzę mizerną półeczkę wyrabiam sobie nie najlepsze zdanie o tej osobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czasami mam i ja, że czytając jakąś książkę, koniecznie chcę ją mieć na własność, kupuję, a potem do niej nie zaglądam. Myślę, że sama świadomość takiej możliwości - sięgnięcia po nią w dowolnym momencie - sprawia przyjemność. :-)
      A domowe biblioteczki... Dom bez książek jest jakby pusty, prawda?

      Usuń
  4. Zgadzam się z tym całkowicie....nie wyobrażam sobie swojego domu bez książek....były przewożone za każdym razem, gdy zmieniałam miejsce zamieszkania....i dzisiaj są najważniejsze i wszędzie ich pełno....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz