Podobnie wygląda księgozbiór przechowywany w mojej pamięci...

"Tracę do niej sympatię, kiedy w chwilę później oznajmia:
  - Chciałabym zobaczyć pani bibliotekę.
Bo nie mam biblioteki. Wstydzę się tego, ilekroć odwiedzam innych pisarzy - co zresztą zdarza się rzadko - i widzę porządnie ustawione na regałach ksiązki, które powinno się mieć w domu: Stendhal, Sade, Leiris, numery miesięcznika "Nouvelle Reuve Française", czyściutkie, chociaż najwidoczniej wykorzystane, wertowane często, lecz zawsze pod lampą, czystymi rękami. Nigdy nie skąpane w pełnej mydlin wannie; u innych widzi się Montaigne'a, Henry Jamesa, książki świadczące o właścicielu, robiące najkorzystniejsze wrażenie... Ale ja nie mam biblioteki. Mam trochę książek. Najmniej tych, które najbardziej lubię, bo te pożyczam na wszystkie strony i już ich nie dostaję z powrotem.
  - Musi pani jednak mieć ulubionych autorów?
 - O tak, każdy ma ulubionych autorów. W ciągu piętnastu lat był czas, żeby ich przesiać i spreparować. Ale mówiąc szczerze, jest z nimi tak samo jak z moją biblioteką, gdzie jeden ocalały z pełnego wydania tom Montaigne'a gubi kartki między poezjami Miłosza [Oskara - przypisek paren], powieścią kryminalną i oprawnym w karton Balzakiem wyłowionym sześć razy z wanny oraz pięknym zbiorem wierszy Baudelaire'a, który Vincent wygrał na tomboli. Tu i ówdzie stoją schludne egzemplarze powieści, które dostałam od wydawnictw do zrecenzowania i po które nigdy drugi raz nie sięgnę.  Podobnie wygląda księgozbiór przechowywany w mojej pamięci. Prócz Paula Féval zabłąkały się tam jakieś strofy Villona, piosenki sprzed trzech wieków albo trzech dni, jakieś zdanie Bernanosa sto razy obracane w myśli niby szlachetny kamień; z mgły wyłania się gipsowy słoń, w którego wnętrzu sypiał Gavroche, a dalej ciepła noc pod arkadami na ulicy de Rivoli, opustoszałe zimą Biarritz z ciemnymi fasadami domów w stylu drugiego cesarstwa. Albo saliny Croisic, Guérande Beatryczy, gdzie kornet Krzysztof Rilke, jak mi się wydaje, snuł swoje melodyjne smutki."

Françoise Mallett-Joris: Papierowy dom. Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1980, s. 129-130, tłum. Maria Skibniewska

Komentarze

  1. Księgozbiór przechowywany w pamięci- piękne i w moim jawi się gipsowy słoń, w którego wnętrzu sypiał Gavroche (i towarzysze jego snu) i jeszcze parę innych pozycji, niezależnie od tego, że moja biblioteka jest całkiem sporych rozmiarów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się to określenie bardzo spodobało. Moja pamięć przechowuje trochę książek, a jeszcze więcej fragmentów, które zrobiły na mnie wrażenie. W ich przypadku wystarczy krótka fraza i już wiem.
      Moja biblioteka realna też spora i niestety, nie wszystko, co w niej jest, już przeczytałam...

      Usuń
  2. Ja także mam spore luki, co staram się zmieniać uczestnicząc w wyzwaniu stosikowe losowanie u Anny, która co prawda zmniejsza stan zaległości o co najmniej jedną pozycję w miesiącu, tyle, że to kropla w morzu potrzeb. Czasami odpuszczam wizytę w bibliotece, aby czytać własne zasoby, ale zaraz trafiam na ciekawy wpis w blogosferze i ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... i, niestety, stosik znowu rośnie. :-)
      U mnie jest tak samo. W wyzwaniu stosikowym nie biorę udziału, ale sama staram się jakoś regulować czytanie książek własnych i pożyczonych. Niestety, własne jakoś prawie zawsze przegrywają, bo pożyczone to termin zwrotu, kolejka innych chętnych do przeczytania... I zbyt często dochodzę do wniosku, że własne mogą poczekać.

      Usuń

Prześlij komentarz