Nadmiar lektur zaiste mąci umysł...

  "Jest udokumentowanym zjawiskiem, że ludzie, którzy mają za sobą długi okres studiów, nie potrafią już czytać dla przyjemności, przynajmniej przez pewien czas. Po obronie pracy doktorskiej uzmysłowiłam sobie z przerażeniem, że rozrywkę, która towarzyszyła mi i dodawała otuchy od trzeciego roku życia, zmiażdżył ciężar licznych stron czytanych wyłącznie w celach informacyjnych. Nadmiar lektur zaiste mąci umysł.
  Tej podoktoratowej zimy niezadowolenia, gdy próbowałam przebrnąć przez choćby najlżejszą beletrystykę, przyłapywałam się na tym, że śledzę fabułę i szukam sensu, używając tych samych technik, jakie opanowałam w celu akademickiego przetrwania. Koniec z niespiesznym smakowaniem książki, winem, kominkiem, kotem na kanapie. Teraz należało uchwycić samo sedno i iść dalej. Wiele osób po studiach doktoranckich opowiada podobne smutne historie.
  Na szczęście ludzie opowiadają też o uzdrowieniu. Moje czarodziejskie ponowne "podłączenie" zawdzięczam powieści Pata Conroya Muzyka plaży. Zdania były tak piękne, tak interesująco i pokrętnie sformułowane, że przestałam przelatywać tekst i zaczęłam się zastanawiać, co autor miał na myśli. Konstrukcje Conroya trzeba wdychać powoli, w przeciwnym razie nie podbijają triumfalnie mózgu. Wkrótce czytałam jak Bóg przykazał, jedno piękne zdanie po drugim, smakowałam opisy, dramatyzm. Po skończeniu książki poczułam radość. Nie z tego, że zaczerpnęłam z niej informacje, ale z samej lektury.
  Dziękuję, panie Conroy."


Wendy Welch: Księgarenka w Big Stone Gap. O przyjaźni, wspólnocie i nadzwyczajnej przyjemności z dobrej książki. Black Publishing (marka wydawnicza Wydawnictwa Czarne), Wołowiec 2014, s. 168-169, tłum. Paweł Lipszyc 

Komentarze

  1. A ja mam pytanie dotyczące książki, z której pochodzi cytat -warto przeczytać, nie jest przesłodzona? Nie, że coś mam przeciwko temu, ale czy za uroczą okładką kryje się coś więcej? Bo lubię książki o książkach i czytaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka nie jest przesłodzona. To wspomnienia autorki o tym, jak doszło do tego, że wraz z mężem kupili dom w malutkiej miejscowości, z zamiarem zrealizowania wspólnego marzenia o księgarni - antykwariacie, który z czasem miałby stać się miejscem spotkań przy kawie lub herbacie, a także o pierwszych miesiącach funkcjonowania antykwariatu. Opowieść jest chwilami żartobliwa, chwilami nieco gorzka. Sporo jest bardzo celnych uwag o książkach, czytaniu, czytelnikach, choćby ten o nocnym strażniku, zamieszczony w poprzednim poście.
      Ja też lubię książki o książkach i czytaniu i nie mogłam po nią nie sięgnąć; i chociaż nie stanie się moją ulubioną, to przeczytałam ją z zainteresowaniem i wierzę, że i Ty nie uznasz tego czasu za stracony.

      Usuń
  2. Ja też dziękuję, panie Conroy.
    Cieszę się, że "Muzyka plaży" została zareklamowana przez tę książkę. Różne są opinie na jej temat; ja oceniłam ją wysoko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja dziękuję. :-)
      Bardzo lubię, gdy w książkach pojawiają się tropy lektur czytanych przez jej bohaterów. Czasami mogę porównać z moją opinią (tak, jak tutaj), czasami szukam dopiero wspominanej książki, a niekiedy (na szczęście rzadko) zdarza się, że tracę ochotę na jej czytanie, mimo że miałam taki zamiar. :-)

      Usuń
  3. O jaki piękny wpis.
    Czytanie ma dawać radość - i tu właśnie radość się widzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta racja, czytanie ma dawać radość. W "Księgarence..." jest właśnie mowa o takiej radości (choć zdarzają się i dość gorzkie momenty) wynikającej z czytania i w ogóle obcowania z książką.

      Usuń

Prześlij komentarz