Czytam z ciekawością i podziwem...

Więc czytam, jako ćwiczenie sobie zadane, Szkołę uczuć Flauberta. Mój egzemplarz ma już czterdzieści lat, papier poszarzał, są na nim wypłowiałe podkreślenia ołówkiem i uwagi, które mi się nasuwały przy lekturze. (Nie zapominam, że tytuł oryginału jest Education sentimentale, co dałoby się przerobić na jakąś Education sans sentiments, bez uczuć). Otóż technika tej znakomitej powieści jest tak inna, tak nieprzystająca do dzisiejszej wrażliwości. Wszędzie, gdzie pojawia się Fryderyk, mamy dokładny opis wnętrza: mebli, pokrycia mebli, opis lamp, schodów; znamy materiały, ich jakość i nieledwie cenę. Poprzez wystrój mieszkania Flaubert charakteryzuje właściciela. On to właśnie wymyślił (chociaż nie gardził tym Balzac ani... Mickiewicz w Panu Tadeuszu). I tak aż do Prousta, który zamęczał znajome eleganckie panie, by mu opisały jakąś potrzebną dla bohaterki toaletę. Dalej: wszechwiedza autora, spokój narracji, choć nie bez pewnej ironii. Ale są też i pewne wskazówki dla czytelnika: o każdej postaci wiemy (coś ze Stendhala), jaką partię polityczną popiera. To jest możliwe w społeczeństwie, w którym partie wyrażają określone interesy, a nie jednoczą ludzi o podobnych emocjach.
   Czytam z ciekawością i podziwem.

Józef Hen: Nie boję się bezsennych nocy. Z księgi trzeciej. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2013, s. 660

Komentarze

  1. Właśnie to kupiłam Ojczastemu pod choinkę. Mam nadzieję, że będzie usatysfakcjonowany :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wierzę, że się Ojczasty ucieszy. :-)

      Usuń

Prześlij komentarz