Wtedy wiadomo, jak daleko się doczytało...

Ten fragment jest bardzo krótki, ale nie mógł się tutaj nie znaleźć:


  Valdemar Florin siedział przed panoramicznym oknem z widokiem na ulicę Flyndersøvej i niemal bezkresną panoramę zatoki Hesselø. Za nim cztery pary podwójnych szklanych drzwi w amfiladzie otwierały się na taras kryty piaskowcem i basen, leżący pośrodku ogrodu niczym wyschnięta oaza. Kiedyś to miejsce tętniło życiem. Bywali tu nawet członkowie rodziny królewskiej.

   Florin siedział spokojnie, czytając książkę. Nogi na podnóżku, ogień w kominku, szklaneczka whisky na marmurowym stole. Bardzo harmonijny widok, jeśli nie liczyć kartek z książki, walających się po dywanie.

  Carl odchrząknął parę razy, ale stary rekin finansjery nie odrywał oczu od książki i spojrzał na nich dopiero, gdy doczytał do końca strony. Następnie wyrwał kartkę i rzucił na podłogę obok pozostałych.

Wtedy wiadomo, jak daleko się doczytało – powiedział. – Komu zawdzięczam ten zaszczyt? [...]*


* Jussi Adler-Olsen: Zabójcy bażantów. Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2011, s. 55, tłumaczenie: Joanna Cymbrykiewicz

Komentarze

  1. Przeczytałam, śmieję się i nie mogę przestać :-)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że nie wiemy, jaka książka została poddana tym zabiegom. :-)

      Usuń
  2. A to Ci sposób na nie stosowanie zakładki.
    Spodobało mi się przy czym czytał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, scena jest bardzo plastyczna, oczami wyobraźni można ją łatwo zobaczyć. Mnie też się spodobała. Chociaż sposób na brak zakładki pod ręką wydał mi się nieco przesadzony. :-)

      Usuń
    2. Raczej tak, ale z tego typu ludźmi, jak ten czytający nic nie wiadomo.

      Usuń
    3. Tak, nie wydaje mi się, żeby brak zakładki był dla niego kiedykolwiek powodem stresu...

      Usuń
  3. A potem do kominka. Przeczytane - odfajkowane ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz