Ludzie znikają, kiedy umierają. Ich głosy, śmiech, ciepło
ich oddechu. Ich ciało. A w końcu także kości. Wygasa żywa pamięć o nich. To okropne i
naturalne zarazem. Niektórzy jednak unikają tego unicestwienia. Bo istnieją nadal w książkach,
które piszą. Możemy odkryć ich na nowo. Ich usposobienie, ton ich głosu, ich
nastroje. Pisanym słowem mogą nas rozgniewać albo uszczęśliwić. Mogą pocieszyć. Mogą wprawić w
zakłopotanie. Mogą odmienić. Mogą to wszystko, chociaż są martwi. Jak muszki
zastygłe w bursztynie, jak
zwłoki zamarznięte w lodzie, to, co zgodnie z prawami natury
powinno było przeminąć, przez cud atramentu na papierze zostaje zachowane. Jest w tym coś
z magii.
Jedni dbają o groby zmarłych, a ja dbam o książki. Odkurzam
je, dokonuję drobnych napraw, utrzymuję w porządku. I każdego dnia otwieram jedną
lub dwie, czytam kilka linijek albo stron, pozwalam głosom zapomnianych zmarłych rozbrzmiewać
w mojej głowie. Czy ci zmarli pisarze czują, kiedy się czyta ich książki? Czy w ich
ciemnościach zapala się iskierka światła? Czy ich dusze porusza lekkie tchnienie czytającego
w nich umysłu? Mam nadzieję, że tak.[...]
Diane Setterfield: Trzynasta opowieść. Wydawnictwo Amber,
Warszawa 2006 , s. 17, tłum. Barbara Przybyłowska
Komentarze
Prześlij komentarz