każda książka jest żywym stworzeniem…

Dziewczyna szperała w oddalonym kącie strychu, najwięcej zatłoczonym. Piętrzyły się tutaj pękate kufry, stare, mosiądzem okute sepety i ogromne skrzynie. 
- Cud boski, że się pod tym ciężarem pułap dotąd nie zawalił - mruknął profesor. - Co tam jest, Wandeczko? 
- Zdaje się, że papiery! - odkrzyknęła dziewczyna. - Właźcie tutaj! 
Staruszek przedzierał się przez dżungle, stąpając ostrożnie w rzadkim mroku. Przez okienko, podobne do ludzkiego oka, sączyła się odrobina dziennej jasności, w pewnym miejscu złocąca się na zawiesistej, gęstej, zakurzonej pajęczynie.
Po kolei podnosili ciężkie wieka, raczej dotykiem rąk niż oczami badając, co zawiera potężne brzucho kufra. 
- W tym są jakieś szpargały! - zawołał Adaś . - Szkoda, że nic nie widać… 
- Skoczę po świecę - rzekła dziewczyna. 
- Niech cię Bóg broni! - krzyknął profesor. - Czy chcesz spalić dom ojców swoich? Wcale nie trzeba świecy, gdyż tak wyrżnąłem głową w dach, że przez chwilę miałem po siedem świeczek w każdym oku. Zniesiemy te szpargały… Dużo tego jest? 
- Strasznie dużo. 
- Niech Piotruś podaje tobie, ty podawaj mnie, a ja będę je zrzucał na dół. 
- Proszę uważać, panie profesorze, aby pan na dole kogo nie zabił, bo to okropnie ciężkie. 
Przez trzy godziny pracowali gorliwie i z pełnym kurzu zapałem. 
Waliły się na dół księgi, stare gazety, papierzyska pozszywane grubym sznurkiem, zwoje i sterty. Ogromny stos dymił odwiecznym kurzem. Przerażone pająki biegały w gniewnej, jadowitej furii. Wreszcie odkrywcy, umorusani i zlani potem, zleźli po drabinie na ziemska padoły, gdzie ich przywitał ryk lwa:
- Czyście poszaleli?! - wołał matematyk. - Co to jest? 
- Zakurzona mądrość! - odrzekł profesor. - Dzieje wieków… Księgi skazane zwyczajem ojczystym na wygnanie i złożone na wieczny sen obok koryta po pośmiertnej ablucji wieprzów. Czy ci nie wstyd, brodaty człowieku? Przecie to książki! Przecie każda książka jest żywym stworzeniem… Każda ma duszę i każda ma serce. 
Matematyk uśmiechnął się złośliwie jak szatan i wzruszył ramionami na znak, że rozmowy z ludźmi pomylonymi uważa za stratę czasu. Zmurszałą, zakurzoną i pożółkłą z rozpaczy zdobycz, po pobieżnym przeglądzie, podzielono. Złożono osobno roczniki gazet, stare kalendarze, które już nie mogły mieć wpływu na losy świata, i książki, o których można było sądzić “na oko”, że w nich szlocha nieszczęśliwa miłość. Adaś bystrym wzrokiem wyławiał ze sterty nie druki, lecz foliały zapisane ludzką ręką.
Odkładał je na stronę, a obok nich pożółkłe dokumenty, na których widoczne były czerwone plamy pieczęci. Stary historyk wydawał gniewne pomruki ze zgrozy i z oburzenia. 
- Ja nic o tym nie wiedziałem - tłumaczył się przed Adasiem. 
- Myślałem, że to jest w poszanowaniu… Matematycy są zakałą świata… Gdzie to umieścimy? 
- W moim pokoju - rzekł Adaś . 
We dwóch przenieśli zapisaną dawność do pokoiku nad ganeczkiem i ułożyli starannie. 
Przez kilka następnych dni Adasia widywano jedynie przy posiłkach. Jeśli tajemniczy człowiek, śledzący dom, czynił to nocą, musiał widzieć przez kilka nocy światełko na poddaszu. Adaś wlazł w przeszłość jak łakomy bąk w kielich nasturcji.

Kornel Makuszyński: Szatan z siódmej klasy. Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Seria kolekcjonerska, Warszawa 2011, 368 stron, 

Komentarze