Cóż przyjemniejszego niż świadomość, że książek godnych lektury jest więcej niż wolnego czasu?

Okładka
   Prawdziwy miłośnik nie pozbywa się nigdy książek. Albo mówiąc inaczej - rozstaje się z nimi dopiero wówczas, gdy głód zagląda mu w oczy. Obok widma głodu najgroźniejszym wrogiem posiadacza zasobnej biblioteki jest ciasna przestrzeń. Sprzedajemy albo rozdajemy pewne tytuły, by zrobić miejsce dla innych tomów, będących przedmiotem naszego pożądania. Robimy to bez entuzjazmu, przyciśnięci tak zwaną życiową koniecznością. Robimy, a potem żałujemy każdego utraconego w ten sposób woluminu.
   Czytanie wiąże się bowiem nieuchronnie z kupowaniem książek. Kto zaś kupuje rozsądnie, ten wcześniej czy później staje się kolekcjonerem. Nie zadowala go już liczba tomów na półkach, regałach, w biblioteczce, a czasem na pawlaczu, w szafce na buty albo i w lodówce. Dobiera książki ze smakiem, uzupełnia braki, czasem nawiązuje kontakty z innymi zbieraczami.
   Oczywiście, nie mówimy tu o bibliofilach polujących na starodruki i antykwaryczne przeboje. Mają oni swój zamknięty świat, swoje pasje i swoje przekonania, zgodnie z którymi nie biorą na przykład do ręki nowości wydanych w ostatnim półwieczu. Tak drastycznych ograniczeń nie zna autentyczny miłośnik książek, który niepostrzeżenie zmienił się w kolekcjonera.
   Załóżmy, że ktoś taki lubi ładnie wydaną publikację, ale nie dysponuje kartą kredytową dla bogatych biznesmenów. Kolekcję tworzy świadomie i bez pośpiechu, unika przypadkowych zakupów, bo zna dobrze swoje zainteresowania i potrzeby. Posiada więc jakieś wyobrażenie o całości planowanych zbiorów – czasem konkretne, czasem nieco mgliste.

   Chodzimy po księgarniach, zaglądamy do antykwariatów, a w ostatnich latach grzebiemy także w internecie. Wszystko po to, by nie przegapić cennej pozycji, czasem niezbyt głośnej albo słabo reklamowanej, a więc trudno dostępnej, chociaż wcale nie rozchwytywanej przez czytelników. Miło jest przecież ustawiać kolejne tomy na półkach, pachnące świeżą farbą drukarską, czekające cierpliwie w kolejce. Cóż przyjemniejszego niż świadomość, że książek godnych lektury jest więcej niż wolnego czasu? [...]
   Książki zabierają zwykle więcej miejsca niż płyty, znaczki i inne kolekcjonerskie zbiory. A chociaż czują się najlepiej na masywnych, przestronnych regałach, to przecież żyjąc w ciasnych mieszkaniach wcale nie musimy się wyrzekać pasji czytania. Trzymamy cenne tomy na pawlaczach, w walizkach, a nieraz i kartonach? Na strychu, w piwnicy, może w garażu? Cóż, nie są to może najlepsze miejsca, ale ważne, byśmy potrafili znaleźć potrzebną pozycję, gdy tylko przyjdzie nam ochota do niej zajrzeć. Najgorszy posiadacz biblioteki to ten, który zapytany o jakiś tytuł bezradnie wzrusza ramionami i powiada: „gdzieś to miałem, ale gdzie?”
   Książka powinna być zawsze pod ręką – przynajmniej jedna, ta akurat w danej chwili czytana, pochłaniana z zapałem albo męczona bez entuzjazmu. Powinna przypominać swoją obecnością o konieczności powrotu do przerwanej lektury, domagać się zainteresowania czytającego.

Jan Tomkowski: Klasztor Maulbronn. wydawnictwo dom na wsi, Ossa 2010, s. 46-47

prof. Jan Tomkowski

Komentarze

  1. Świetny tekst.
    Podpisuję się pod nim.
    Książka, którą aktualnie czytam wędruje zawsze ze mną po całym domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wspaniały. Ja także, jako mieszkanka ciasnego mieszkania, podpisuję pod nim. Staram się jednak panować nad tym, gdzie lokuję poszczególne książki i, na szczęście, raczej nie zdarza mi się sytuacja, gdy bezradnie przyznaję, że "gdzieś to miałam, ale gdzie?". :-)
      Natomiast czytam zwykle w swoim kąciku i aktualnie czytana książka tam na mnie czeka.
      A "Klasztor Maulbronn" polecam z czystym sumieniem. :-)

      Usuń
  2. Wrzucam książkę do biblionetkowego schowka. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz