Wojciech Mann: "Rock Mann, czyli jak nie zostałem saksofonistą"

Okładka

„Książki od najmłodszych lat były dla mnie czymś szczególnym. Wprowadzały mnie w nurt fascynujących wydarzeń bez ograniczeń, które narzucała rzeczywistość. Książki były lepsze od dzisiejszych agresywnych mediów, pozostawiających tak niewiele miejsca na wyobraźnię. Nic więc dziwnego, że gdy Wydawnictwo w osobie Jerzego Illga zaproponowało mi napisanie książki, porządnie się wystraszyłem. W końcu książki piszą pisarze. Umówiłem się więc sam ze sobą, że jeśli nawet opowieść o moim poznawaniu świata muzyki będzie wydrukowana i opatrzona ilustracjami, a może nawet specjalnie zaprojektowaną okładką, to na pewno nie będzie „książką” w moim rozumieniu. Potraktujmy to wydawnictwo jako wspomnienie o tym, jak przez kilka dziesięcioleci żyłem muzyką. To moje życie muzyką było pasożytnicze, ponieważ sam jej nie tworzyłem. Przeszedłem zaledwie drogę od słuchania i gapienia się do przekazywania tego, co lubię, innym. Po drodze poznałem wiele sekretów świata rozrywki, rozmawiałem ze znanymi i nieznanymi jego mieszkańcami, nauczyłem się wielu potrzebnych i zupełnie niepotrzebnych rzeczy, ale, co najważniejsze, nigdy nie poczułem znużenia ani przesytu.” 

Wojciech Mann: „Rock Mann, czyli jak nie zostałem saksofonistą” Wydawnictwo Znak, Kraków 2010, s. 7 

Komentarze

  1. Kilka lat temu pojawiła się moda na pisanie książek przez osoby, które mają rozpoznawalne nazwiska; na półkach księgarskich tego sporo.
    Ciekawa jestem jak się czyta te wspomnienia, fragment jest zachęcający :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. W księgarniach łatwo zauważyć ten wydawniczy trend - znane osoby jako autorzy wspomnień, rozmówcy w wywiadach-rzekach, bohaterowie biografii... Myślę, że każde z tych wydawnictw zainteresuje przede wszystkim wielbicieli ich autorów (lub bohaterów). Ja sięgnęłam po książkę Manna powodowana sentymentem do Programu Trzeciego. :-)

      Usuń

Prześlij komentarz