"Na pierwszy rzut oka moje zadanie wydawało się względnie proste, wręcz łatwe.
Miałem się zająć książkami sir Ambrose'a. Cóż jeszcze? Alethea zaprowadziła mnie znowu do
biblioteki - która w strugach
światła padającego przez wielkie okno jawiła się jako jeszcze okazalsza i bogatsza - i
pokazała mi listę książek; w
sumie dwunastu. Po jej powrocie z wygnania wyszło na jaw, powiedziała, że w księgozbiorze
brakuje tych właśnie woluminów.
Koniecznie trzeba je odnaleźć, ponieważ Alethea zamierza odtworzyć ojcowską kolekcję i
doprowadzić bibliotekę do stanu,
w jakim ją pozostawił sir Ambrose w chwili śmierci.
- Chodzi więc o to, żebym dostarczył odpowiednie tytuły na miejsce utraconych... - Usiłowałem
odczytać nazwy z widzianej odwrotnie
kartki. Poczułem ulgę, może zmieszaną z rozczarowaniem, że wszystko się w końcu wyjaśnia.
Wyciągnąwszy szyję, zdołałem
rozszyfrować jeden z tytułów: Girolamo Benzoni
Historia del Mondo Nuovo. - Rozumiem. Dobrze. Zapewne zdołam do nich dotrzeć ...
Alethea ostro przerwała; mój domysł dziwnie ją poirytował.
- Nie, panie Inchbold. Pan nie zrozumiał. Powiedziałam, że te księgi trzeba koniecznie umieścić w
bibliotece na nowo. - Energicznie dziobnęła
palcem kartkę; trzask papieru zabrzmiał jak teatralny
piorun. - Te, nie inne. Oryginały. Każdy tom można rozpoznać, bo w każdym jest ekslibris
z herbem ojca. Tutaj... - Na
chybił trafił zdjęła z półki książkę, otworzyła i pokazała wewnętrzną stronę okładki z wytłoczoną
tam czarno-białą tarczą. Potem
podała mi wolumin, Iliadę w łacińskim przekładzie Leonzia Pilato, ja zaś, w obawie, żeby
Alethei nie rozdrażnić jeszcze bardziej,
uważniej obejrzałem emblemat. Tarczę herbową dzielił szewron, u podstawy
widniało pojedyncze godło, otwarta
księga z dwiema pieczęciami i dwiema klamrami. Trafne, pomyślałem, bardzo trafne.
Zauważyłem też, że w godle wyraża
się szczególna skłonność sir Ambrose'a do symetrii, lewa połowa tarczy odpowiadała ściśle
prawej. Ściśle, jeśli pominąć
barwy, tarcza była bowiem naprzemienna: po prawej stronie było białe to, co po lewej
czarne, i odwrotnie; lewa połowa szewronu
była czarna, prawa biała, lewa połowa godła biała,
prawa czarna i tak dalej. Sprawiało to szczególne wrażenie zarówno dzięki lustrzanym odbiciom,
jak i kontrastom, dzięki
symetrii, ale i wariacyjności bądź różnorodności. Jedyne odstępstwo stanowił zwój pod herbem,
ze znanym mi już mottem sir
Ambrose'a: Littera Scripta Manet: „Słowo zapisane zostaje". Brzmiało jak obietnica
i groźba zarazem.
Zamknąłem książkę i spojrzałem na Aletheę, która świdrowała mnie wzrokiem z dziwnie nerwowym
empressement. Przepadła gdzieś zaduma sprzed chwili; teraz Alethea była czujna i niespokojna. Oddałem wolumin,
a ona starannie ustawiła go na
półce; potem znów skupiła się na mnie.
- Zatem oczekuje pani, że odszukam dwanaście książek należących do pani ojca - odezwałem się wreszcie.
- Dwanaście książek z jego ekslibrisem.
- Niepewnie zmarszczyłem brwi, spoglądając
na wciąż odwrócony spis. Zdołałem odcyfrować następne
tytuły. Pierwszym okazały się Elegias de varones ilustres de las Indias Juana de Castellanos,
drugim Pedra de Leon Primera
parte de la crónica del Peru; obie, podobnie jak książka Benzoniego, były kronikami
hiszpańskich podbojów Nowego Świata.
- To może się jednak okazać trudne - dodałem najstaranniej dobranym tonem profesjonalisty - lub
wręcz niewykonalne. Książkom
przytrafiają się różne rzeczy, są tysiące możliwości. Te książki mogą się znaleźć wszędzie.
Lub nigdzie. A jeśli je spaliło
stacjonujące tu wojsko?"
King Ross: „Ekslibris”. Rebis, Poznań 2007, s. 81-82, tłum. Wojsław Brydak
Komentarze
Prześlij komentarz