Antonina Domańska: "Paziowie króla Zygmunta" (2)

Okładka
"- W tym atoli cała sztuka, by je umieć zagarnąć pod swoje panowanie i tego uczy biała magia.
- Rety!... Gdzież ja miałem głowę! — zawołał chłopak, bijąc się w czoło. — Chyba to jakie mamidła, iżem tak na śmierć zabaczył... wżdy ja mam takową księgę! U rodzica na strychum ją znalazł, ino żem nijakiej wagi do onych bredni nie przywiązował.
- Nie pomnisz waść tytułu?
- Zaraz... aha, na pierwszej karcie stało napisane:

Arcana   magiej białej
Czyli zaklęcie przednie,
By cię, człeku, słuchały
Wszelkie duchy pośrednie
.

- Czy być może? Co za zrządzenie losu!... Nigdym o takiej księdze nie słyszał... musi być bardzo stara?
- Okropnie.
- Przynieś mi ją waszmość zaraz jutro.
- Oho, ho, ani myślę  - butnie sprzeciwił się Ostroróg - pierwej sam spróbuję onych zaklęć, może mi się uda przywołać jakiego ducha.
- Ależ, dziecko nierozważne, bez długoletnich przygotowań nic nie sprawisz, a ja już niejedną tajemnicę zgłębiłem.
- Nie, za darmo jej nie dam; coś przecie za tak wielki skarb w zamian muszę dostać.
- Więc gadaj waszmość, ile chcesz?
- Pieniędzy mi nie trza, mam ich dość od rodzica. Dajcie mi ten wasz pierścień z rubinem.
- Co? Podarunek najmiłościwszego pana? Nigdy!
- Dziwny z was człek; wżdy nauczywszy się czarów, tysiąc takich pierścieni na dzień mieć będziecie.
- Zaiste, prawdę mówisz; więc księga za pierścień, pierścień za księgę, słowo?"

Antonina Domańska: "Paziowie króla Zygmunta". Czytelnik, Warszawa 1960, s. 94

Komentarze