Karen Blixen: "Pożegnanie z Afryką"

Okładka
"Ale za to moi boye sami przychodzili obserwować maszynę do pisania. Kamante potrafił wieczorem całą godzinę stać pod ścianą wodząc tam i z powrotem oczyma jak dwa czarne węgle; można by sądzić, że Kamante zamierza tak poznać maszynę, aby móc ją rozebrać i złożyć na nowo. Gdy pewnego wieczora podniosłam wzrok i napotkałam te jego głęboko zamyślone oczy, po chwili wahania Kamante przemówił. 
- Msabu - zapytał - czy sama wierzysz, że możesz napisać książkę? 
Odpowiedziałam, że nie wiem. Aby ktoś mógł sobie uzmysłowić rozmowę z Kamante, musi pamiętać o długiej pauzie przed każdym zdaniem, jakby brzemiennej w poczucie odpowiedzialności. Wszyscy tubylcy są mistrzami w robieniu takich pauz, dzięki czemu rozmowa nabiera perspektywy. 
Kamante zrobił więc i tym razem długą pauzę, a potem oświadczył: 
- Ja w to nie wierzę. 
Nie miałam nikogo, z kim mogłabym dyskutować na temat swej książki; odłożyłam więc trzymany w ręku arkusz papieru i spytałam go, dlaczego nie wierzy. Zaraz stwierdziłam, że Kamante już przedtem przemyślał sobie tę rozmowę i przygotował się do niej; za plecami trzymał Odyseję, którą teraz położył na stole. 
- Widzisz, Msabu - oświadczył - to jest dobra książka. Trzyma się kupy od początku do końca. Nie rozlatuje się nawet wtedy, gdy się ją tarmosi. Człowiek, który ją napisał, jest bardzo mądry. A to, co ty piszesz - ciągnął da lej, równocześnie tonem nagany i przyjacielskiego współczucia - jest trochę tu, a trochę tam. Gdy ktoś zapomni zamknąć drzwi, wiatr roznosi to wszystko i rozrzuca po podłodze i ty jesteś zła. To nie będzie dobra książka. 
Wytłumaczyłam mu, że w Europie potrafią kartki zeszyć w jedną książkę. 
- A czy twoja książka będzie taka ciężka jak ta? - indagował dalej Kamante ważąc w ręku Odyseję. 
Widząc moje wahanie wręczył mi gruby tom, abym mogła sama osądzić. 
- Nie - odpowiedziałam - nie będzie taka ciężka. Ale sam wiesz, że w bibliotece są także lżejsze książki. 
- A czy będzie taka twarda? - Kamante nie dawał za wygraną. 
Odrzekłam, że robienie sztywnych książek jest bardzo kosztowne. 
Przez chwilę milczał, potem zaczął zbierać kartki porozrzucane po podłodze i kłaść je na stole; tym prawdopodobnie wyrażał większe już teraz przekonanie do mojej książki. Gdy skończył zbieranie, stanął przy stole i czekał, wreszcie znów zapytał poważnym głosem: 
- Msabu, co jest w tych książkach? "



Karen Blixen: "Pożegnanie z Afryką". Muza, Warszawa 1995, tłum. Józef Giebułtowicz

Komentarze

  1. Faktycznie, "Pożegnanie z Afryką" z pewnością nie jest tak "ciężkie", jak "Odyseja" choć patrząc na objętość chyba nie są aż tak bardzo odległe od siebie :-).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz