Tęczowa wiosna 2


I już przeczytałam drugą tęczową książkę, tym razem jest to "Blondynka wśród łowców tęczy" Beaty Pawlikowskiej. Łowcy tęczy... ładne sformułowanie, a tym łowcą jest szaman znad Orinoko..., czyli jesteśmy w Ameryce Południowej, w amazońskiej dżungli.

Lektura wciągnęła mnie, bywały momenty, że spoglądałam w górę, żeby się upewnić, że mam tam swojski, własny, gładki i bielutki sufit a nie plątaninę gałęzi, z których za chwilę spadnie mi na głowę  chmara owadów i robactwa wszelkiej maści. :-)
No właśnie, nie wiem, czemu książki kilkorga innych zapalonych podróżników mogę czytać niemal w każdej sytuacji i okolicznościach, a Pawlikowskiej nie daję rady czytać przy jedzeniu? Trudno mi się je, skoro posiłkowi towarzyszą robale, brud, piranie i masato... :-)
Miałam więc podczas czytania swoistą huśtawkę - raz krzywiłam się na opisy zmagań z owadami, muszkami, karaluchami i tradycyjnymi napojami Indian, innym razem uważnie wczytywałam się w opisy takie jak ten:

Wschód słońca nad amazońską rzeką to jeden z najpiękniejszych widoków świata. Niebo  nabiera najpierw koloru soczyście granatowego. Gwiazdy bledną. Nad horyzontem pojawia się maleńka różowa kreska. Z dżungli wychodzą mgły i ścielą się leniwie nad rzeką, jak gdyby nie były pewne czy wolą spaść i utonąć, czy wzlecieć ponad drzewa. Przez kilka chwil rzeka i puszcza są jednakowo błękitnoszare, mgliste, wilgotne i zagadkowe; motyle o kosmicznie i elektrycznie niebieskich skrzydłach wpadają w stan nieważkości, powietrze pachnie jak świeżo rozkrojony arbuz, a cykady ze swoich instrumentów wydają ostatnią nutę szorstką,  przeciągłą i zapadającą w milczenie... A potem nagle chórem zaczynają wrzeszczeć ptaki, kumkać żaby, szczekać małpy, gwizdać tapiry i chrumkać kapibary. Znad dżungli wyłania się ogromne czerwone słońce. [s. 112]

Pięknie..., ale zanim nadejdzie taki niezapomniany wschód słońca, jest noc, a noc w dżungli jest jak wędrówka po zoo, w którym zgaszono światła i otwarto wszystkie klatki. [s. 73]

Nie można pani Pawlikowskiej odmówić inwencji i pomysłowości w przedstawianiu swoich przygód i ubieraniu w słowa swoich wrażeń i emocji. A ja tak sobie myślę, że mimo wszystko nie jest źle, że jedyną dżunglą, jaką znam, jest ta miejska. :-) 
Chociaż jednego zazdroszczę na pewno - to "jungle time"... Czas w Amazonii biegnie swoim rytmem. Powoli. Nikt się tu do nikąd nie spieszy, nikt się nie stresuje tym, że coś jeszcze nie zostało zrobione, upolowane albo dostarczone. Wszystko co możesz zrobić dzisiaj - zrób dzisiaj, a jeśli ci się nie uda - zostaw to na jutro... [s. 47]



Beata Pawlikowska: "Blondynka wśród łowców tęczy". Rosner & Wspólnicy, Warszawa 2002, 215 s.



Zdjęcie okładki znalazłam w Książkolandii a wschodu słońca nad Amazonką na stronie  Amazonka 2009 

Komentarze