Są książki,
które można czytać przez całe życie i w każdym wieku. Mówi się o nich, że są
dla dzieci od lat 3 do 100. Niektóre poznałam w dzieciństwie i wciąż jeszcze do
nich czasami wracam, mimo że całe fragmenty znam na pamięć. Inne czytałam po
raz pierwszy całkiem niedawno, z przyjemnością przenosząc się w dziecięcy i
młodzieżowy świat. I dotychczas tak właśnie oceniałam książki Josteina Gaardera, uważając, że każdy znajdzie w nich coś dla siebie. Kiedy więc zobaczyłam na bibliotecznej półce "Magiczną bibliotekę Bibbi Bokken" Josteina Gaardera i Klausa Hagerupa, to nie zważałam na fakt, że jest to książeczka adresowana do
nastolatków, tylko dodatkowo skuszona tytułem wyjęłam ją z torby natychmiast po zajęciu
miejsca w tramwaju. I przeczytałam ją w czasie długiej jazdy przez moje
zakorkowane miasto. I tak sobie teraz myślę... Przeczytałam z zainteresowaniem,
naprawdę chciałam wiedzieć (powiedzmy, upewnić się, bo dość szybko zaczęłam się
domyślać rozwiązania zagadki), jaką tajemnicę skrywa tytułowa biblioteka, poza
tym podobał mi się zabieg autorów polegający na poprowadzeniu narracji
dwuosobowej, najpierw poprzez książkę z listami pisanymi do siebie przez
głównych bohaterów, spokrewnionych ze sobą nastoletnich detektywów amatorów,
Berit i Nilsa, a następnie przez naprzemienne ich monologi. A mimo to miałabym
kłopot, gdyby ktoś mi kazał tę książkę ocenić. Dla nastolatków, do których jest adresowana, zwłaszcza tych, które lubią książki o książkach, to bardzo dobra lektura i gdybym miała w rodzinie dziecko w tym wieku, to bym je namawiała do przeczytania książki. Cóż, ja dzieckiem już nie jestem i wiem, jaka jest różnica między bibliografem a bibliofilem, wiem, że inkunabuł to nie kołyska, co to jest seria wydawnicza i klasyfikacja Deweya..., o tych i podobnych odkryciach dokonywanych przez młodych bohaterów czytałam zatem z lekką nostalgią, ale i pobłażaniem, upominając samą siebie, że to dzieci i mają prawo nie wiedzieć, i dobrze, że chcą się dowiedzieć ... Dlatego to książka nie dla mnie i gdybym musiała ją ocenić, to brałabym pod uwagę różne aspekty. Na szczęście - nie muszę... :-)
Jostein Gaarder, Klaus Hagerup: "Magiczna biblioteka Bibbi Bokken". Jacek Santorski & Co, Warszawa [1998], 181 s., tłum. Iwona Zimnicka
Och Ty jedna! Dlaczego się nie pochwaliłaś, że prowadzisz bloga, co???
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, teraz się mnie już nie pozbędziesz ;-)
Dopiero raczkuję, jak widzisz. :-)
UsuńJostein Gaarder, ech... "Świat Zofii" to była dla mnie kompletna porażka, jedna z niewielu książek w moim życiu, których nie dałam rady skończyć (mimo że bardzo się starałam).
OdpowiedzUsuńNatomiast "Dziewczyna z pomarańczami" - rewelacja. Po Bibbi widzę, że raczej nie sięgnę, chyba że kiedyś w przyszłości z własnym dziecięciem.
Z "Dzieci z Bullerbyn" się moim zdaniem nie wyrasta. :-)
Właśnie "Dzieci z Bullerbyn" (i nie tylko tę książeczkę) miałam na myśli, pisząc o tych fragmentach znanych na pamięć... :-))
Usuń