Cały świat wcale nie musi być wielki

Najpierw był film Giuseppe Tornatore z piękną muzyką Ennia Morricone, potem trafiłam na niewielką książeczkę "Jedwab" i wtedy, szukając innych książek autorstwa Alessandra Baricco, dowiedziałam się, że wspomniany film "1900: Człowiek  legenda" jest adaptacją monodramu "Novecento. Monolog". Ta niepozorna książeczka wydana została nie bez powodu w serii "Mała proza", jej lektura zajęła mi kilkadziesiąt minut, ale myślę, że w głowie zostanie mi znacznie dłużej.

Dla Novecento statek był domem i całym światem, nigdy nie zszedł na ląd, ani na chwilkę. Nie miał dokumentów, metryki, paszportu, żadnego z tych i innych jeszcze atrybutów cywilizowanego człowieka. Czy jednak można w związku z tym wysnuć wniosek, że był niecywilizowanym dzikusem? Nie, nigdy! Nocevento był genialnym muzykiem samoukiem, o jego grze narrator, sam muzyk, powiedział: "Był naprawdę największy. My graliśmy, on był czymś innym. On grał... To nie istniało, póki on tego nie zagrał, okay? Tego nigdzie nie było. A kiedy wstawał od fortepianu, to przestawało istnieć... znikało na zawsze..." [s. 14]

Tak jak to, co w czasie gry wypełniało myśli pianisty: podróże, pociągi, samochody, piękne kobiety i wspaniałe krajobrazy,  zapachy i dźwięki. Świat, którego nie powinien znać, bo skąd?  "Świata, być może, nie widział nigdy. Ale od dwudziestu siedmiu lat świat przewijał się przez ten statek: i od dwudziestu siedmiu lat on go na tym statku podpatrywał. I kradł mu duszę. [...] Co dzień dorzucał mały fragmencik do tej ogromnej mapy, która układała mu się w głowie, ogromna mapa świata, całego świata, z jednego krańca po drugi, wielkie miasta i bary w zaułkach, długie rzeki, kałuże, samoloty, lwy, cudowna mapa. A potem, niby Bóg, odbywał po niej podróże, podczas gdy palce prześlizgiwały się po klawiszach, muskając pieszczotliwie serpentyny ragtime'u" [s. 30]

A potem nagle decyzja... Novecento, którego nikomu wcześniej nie udało się namówić, by zszedł na ląd w którymś z wielu portów, by zobaczył to, co zawsze widział tylko oczami wyobraźni, nagle postanawia, że opuści statek w Nowym Jorku, po to, by zobaczyć... morze. On, który całe życie spędził na morzach i oceanach. Chciał zobaczyć morze takim, jakie widzą ludzie podchodzący do portu i na brzeg.

Niełatwa była to decyzja, jeszcze trudniej wykonać taki, dla innych bardzo łatwy do wykonania, wręcz oczywisty plan.
Czy Novecento zszedł na ląd? Czy zrealizował to swoje, jakże dziwne dla innych pragnienie?




Alessandro Baricco: "Novecento. Monolog". Czytelnik, Warszawa 2008, 59 s., tłum. Halina Kralowa

[Okładka filmu pochodzi z Merlina a książki ze strony Taniej Książki]

Komentarze

  1. Hej, film "1900" znam bardzo dobrze; choć troszkę drażni mnie charakterystyczną dla Tornatore cukierkowatością, to świetny jest tam Roth, a przede wszystkim jest w nim jedna z najpiękniejszych partytur Maestro (Wyżej cenię chyba tylko muzykę z "Dawno temu w Ameryce"). Z twórczości Baricco, o którym się właśnie dowiedziałem, chyba najpierw sięgnę po "City", bo mam pod ręką (też pracuję w biblio). Po serii dość mrocznych książek potrzeba mi będzie czegoś cieplejszego w wymowie i bardziej refleksyjnego... Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, dziękuję. :-)
    Moim zdaniem Morricone to klasa. To jego muzyka do "Misji" sprawiła, że zaczęłam zwracać uwagę na muzykę filmową i doceniać ją także w oderwaniu od ekranu i fabuły. Lubię tę do "Dawno temu w Ameryce", którą wymieniłeś, ale także do spaghetti westernów... A także inni; Portman, Yared, Preisner to ci najważniejsi. :-)
    "City" nie znam i ciekawa jestem Twoich wrażeń po lekturze. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię książki Baricco. Najbardziej polecam "Jedwab". Mam nadzieję, że "Novecento. Monolog" również mnie zachwyci.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Jedwab" był moją pierwszą książką Baricco, teraz "Novecento", a "City" już czeka...
    Mam nadzieję, że Ci się historia genialnego pianisty-samouka spodoba. :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz